73 - Artur Cz. 2

537 22 2
                                    

- Chyba jej nie lubisz - zauważa ostrożnie Wiktor.

- Nie? Dlaczego? - pytam.

- Widzę jak na nią patrzysz. Gdybyś mógł, zabiłbyś ją wzrokiem.

- Bo jej nie lubię - odpowiadam z irytacją. - Drażni mnie od samego początku. Wlazła do mojego gabinetu, jak gdyby nigdy nic, usiadła sobie, chociaż jej na to nie pozwoliłem... A ten jej uśmiech... Boże, jak mnie drażni.

- Oj, Artur, Artur, trudno ci dogodzić - stwierdza Wiktor.

- Nie denerwuj mnie - mówię. - Mam prawo jej nie lubić. Jest zupełnie inna niż Lidka.

- I dlatego jej nie lubisz?

Docieramy do bufetu, gdzie siadamy przy stoliku.

- Chcesz coś? - pyta.

- Wodę i ciastko - odpowiada Wiktor.

- Kurczę, trzeba było mówić, przyniósłbym ciasteczka z domu. Zupełnie o nich zapomniałem.

- A zrobiłeś je chociaż?

- Szczerze? - Patrzę na niego. - Nie.

- Tak właśnie myślałem - mówi Wiktor.

Ja nie odpowiadam, tylko odchodzę, a chwilę później wracam, niosąc na tacy kubki z wodą i kawą i talerzyki z ciastkami. Stawiam to na środku stołu i siadam na przeciwko Wiktora.

- Odpowiadając na twoje pytanie - zaczynam. - To tak, masz rację. To mnie w niej drażni.

- Dlaczego? - pyta Wiktor, patrząc na mnie poważnie. - Przecież każdy człowiek jest inny. To jest jak najbardziej naturalne.

- Niby tak, ale... sam nie wiem. - Wzdycham. - Wiesz, chciałbym, żeby Lidka z tego wyszła.

- Zależy ci na niej? - pyta Wiktor.

- Nie... Znaczy... Po prostu jest dobrym pracownikiem i...

- Nie kręć, nie kręć - przerywa mi. - Przecież widać, co się dzieje.

- Niby co? - Zmierzam go chłodnym spojrzeniem.

- Widzę jak na nią patrzysz. Poza tym, gdyby ci nie zależało, nie siedziałbyś przy niej godzinami. Gdyby ci nie zależało, nie stałbyś z nią na tej balustradzie. Mam wymieniać dalej?

- Nie, dziękuję - odpowiadam. - Ok, wygrałeś. Zależy mi na niej.

- Przyznałeś się do tego. Punkt dla ciebie.

- Przyznałem się, ale to niczego nie zmienia - mówię.

- Ależ owszem. Zmienia. - Wiktor patrzy na mnie poważnie. - Doskonale wiem, co czujesz. Jak siedziałem przy Zosi, czułem dokładnie to samo. Gdyby Ania z tego nie wyszła wtedy, po tej próbie samobójczej... Jeśli byłoby trzeba, siedziałbym przy niej, tak jak przy Zosi.

- Przy Zosi nie bardzo mogłeś siedzieć – zauważam. – Nikogo do siebie nie wpuszczała, poza dziewczynami.

- Wiem. Ale nie o to mi chodzi. Chcę ci przez to przekazać, że doskonale cię rozumiem. Zdążyłeś jej powiedzieć to, co teraz mi?

- Tak – odpowiadam. – Powiedziałem, że mi na niej zależy. Ale albo tego nie zarejestrowała, albo... Sam nie wiem. Wiktor, ja się w ogóle tego nie spodziewałem. Tego, że skoczy. Minęły już dwa tygodnie, a nic się nie zmieniło. Czuję się, jakbym czekał na cud. Jakbyśmy wszyscy na niego czekali.

- Wiem. Ale nie wolno nam tracić nadziei. – Wiktor upija łyk wody. – Bo jeśli ją stracimy, ona to wyczuje.

- Tak myślisz? Myślisz, że ona wszystko słyszy? Że wie?

- Jestem pewien, że tak jest – odpowiada poważnie. – Zaufaj mi.

Siedzimy jakiś czas w ciszy, każdy z nas pokrążony we własnych myślach. W końcu ja jako pierwszy podnoszę się z miejsca.

- Idę do niej – mówię. – Pójdę zmienić Weronikę.

- Jasne – odpowiada Wiktor. – Trzymaj się.

Podchodzi do mnie tylko po to, by poklepać mnie po plecach.

- Wiktor, bo mi wszystkie kości połamiesz – protestuję.

- Nie będzie tak źle – odpowiada wesoło. – Lecę, na razie.

- Na razie. Dzięki za rozmowę.

- Drobiazg – oświadcza, po czym odchodzi, zostawiając mnie samego.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz