15 - Zosia cz. 2

941 36 2
                                    

Wstaję, by otworzyć. W drzwiach stoi Ania. Na jej widok ogarnia mnie niedające się opisać ciepło i ulga. Nie potrafię tego ukryć.

- Dobrze cię widzieć - mówię cicho. - Wejdź.

Gdy wchodzi, przytulam się nagle do niej.

- Zosiu, wszystko w porządku? - Ona obejmuje mnie ramieniem.

- Tak, ja... ja tylko... po prostu... - Kręcę głową. - Nie, nic, nieważne. Chodź.

Wchodzimy do pokoju. Tata na nasz widok podrywa się z miejsca i chwilę później trzyma Annę w objęciach. Patrzę na nich, nie potrafiąc ukryć radości.

- Wiecie, że słodko tak razem wyglądacie? - pytam.

- A nie krępuje cię to? - Oboje przypatrują mi się z troską.

- No co wy, serio myślicie, że by mogło mnie to krępować? - Jestem zaskoczona. - Nigdy w życiu.

- Skoro tak mówisz... - Ania uśmiecha się do mnie, po czym składa na ustach mojego taty gorący pocałunek, a on nie pozostaje jej dłużny.

Dziesięć minut później, gdy wszyscy troje siedzimy przy kominku, Ania rzuca mi pytające spojrzenie.

- Zosiu, na pewno wszystko w porządku? Jakaś taka smutna jesteś.

- Tak... Znaczy nie... Znaczy... Bo ja... chciałam z wami porozmawiać... - Waham się. - Wiecie, po tym, co się stało z Marcelem... No wiecie, po tym jak się okazało, że on... no wiecie, to ja... chyba naprawdę wątpię w miłość, w ludzi.

- Dlaczego, słoneczko? - Tata patrzy na mnie. - Przecież Marcel to nie jedyny chłopak na świecie. Na pewno znajdziesz jeszcze kogoś, kto cię pokocha i kto nie zrobi ci takiego świństwa.

- Dokładnie - dodaje Ania. - Muszę się zgodzić z Wiktorem.

- Nie po raz pierwszy i nie ostatni - zauważa z uśmiechem.

- Dobrze, dobrze, panie doktorze, wszyscy wiedzą, że w większości przypadków ma pan rację. Są wyjątki, to jasne, ale zawsze od reguły jakieś muszą być, prawda?

Nie mogę powstrzymać się od cichego śmiechu.

- Wy naprawdę się tak lubicie przekomarzać?

- To jest w naturze twojego taty, a ja, jak widzisz, Zosiu, uczę się od najlepszych.

- Od najlepszych, tak? - On odchrząkuje. - Czyli co, uważasz, że jestem najlepszy?

- No... wiesz... Gdybym zaprzeczyła, byłoby to jawnym kłamstwem, a ja... Cóż, staram się takowych kłamstw unikać. No chyba, że naprawdę tego wymaga sytuacja.

- Chciałbym ci, Aniu, przypomnieć, że ta wymagająca sytuacja o mało cię nie zabiła.

Ona wzdycha tylko smutno.

- Przepraszam. - Wiktor reflektuje się. - Ja... nie chciałem. Po prostu jutro ta rozprawa i...

- Właśnie - przerywam mu. - O której to jest?

- O 09:00 rano, Słoneczko. Ale może wróćmy do tematu, który poruszyłaś? Nie bój się. Na pewno jeszcze znajdzie się ktoś, kto cię pokocha.

- Tak myślicie? - Patrzę na nich z nadzieją.

- Na pewno. Wiesz, szczęścia nie można szukać. Jeśli będzie chciało, samo do ciebie przyjdzie i to w chwili, w której się będziesz najmniej tego spodziewać. - Ania obejmuje mnie ramieniem, a ja wzdycham ciężko. - Zobaczysz, ani się obejrzymy, a ciebie będziemy szykować do ślubu.

- To chyba już po mojej śmierci - oświadcza mój tata, czym nas rozbawia.

- A co, boisz się, że nie dożyjesz mojego ślubu? - pytam. - Tato, sądzę, że jeszcze dożyjesz narodzin moich dzieci, spokojnie.

- A planujesz mieć dzieci? - pyta.

- Oczywiście. A co, myślisz, że będę starą panną mieszkającą w domu z wanną? Słyszałeś, co Ania powiedziała? Nie będę szczęścia na siłę szukała. Gdy nadejdzie czas, los się do mnie uśmiechnie, zobaczysz. Jeszcze się na mnie i na moje dzieci, no i na męża, oczywiście, też napatrzysz, oj, napatrzysz.

- Ale rymujesz i chyba nie czujesz - zauważa Ania z rozbawieniem.

- Jakoś tak wychodzi, że rymuję i wcale nad tym nie panuję - odpowiadam wesoło, po czym wszyscy troje wybuchamy śmiechem.

- Dobra, młodzieży, jest późno, trzeba iść spać, żeby rano wstać - oznajmia tata, wstając.

- Młodzieży... - Ania też wstaje i podchodzi do niego. - Czy ja też zaliczam się do młodzieży?

- No chyba nie do starych - mówię, zanim zdążam się powstrzymać.

- No a już na pewno nie do dzieciaków - podchwytuje Wiktor. - Ten przywilej mają Piotrek z Martyną.

- Tak tak, wszyscy to wiemy - mówi Ania wesoło. - No to w takim razie dobranoc, Zosiu.

- Dobranoc, młodzi państwo - odpowiadam i zanim zdążają w jakikolwiek sposób odnieść się do mojej wypowiedzi, wychodzę z pokoju.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz