91 - Wiktor Cz. 5

681 27 4
                                    

Po przekazaniu Anny na badania, postanawiam porozmawiać z Piotrkiem i Martyną.

- Dzieciaki, o co chodzi? - pytam, gdy jesteśmy w stacji.

- O nic, doktorze - odpowiada Martyna.

- Jak to o nic? Przecież widzę. - Odchrząkuję. - Wiecie, że jeżeli byście chcieli ze mną porozmawiać, możecie przyjść w każdej chwili.

- Nie chcemy doktorowi zawracać głowy - odzywa się Piotrek.

- Dobra, dzieciaki. - Biorę sprawę w swoje ręce. - Jesteśmy zespołem, musimy działać sprawnie. A dzisiaj, mam wrażenie, gdybyście mogli, to byście się pozabijali.

- Bo tu chodzi o dziecko - podejmuje Martyna cicho. - Oboje byśmy chcieli, tylko że... nie mamy gdzie mieszkać. Mój ojciec twierdzi, że ma dla nas mieszkanie, ale... ani ja, ani Piotrek nie chcemy żyć na jego koszt. No a poza tym, jak opłacać mieszkanie, z naszej pensji ratowniczej? To jest wszystko nierealne.

- O to się rano pokłóciliśmy - dodaje Piotrek. - Powiedziałem Martynce, że dalibyśmy jakoś radę, gdybyśmy się postarali. Można by było wziąć nadgodziny, cokolwiek.

- Ale ja powiedziałam, że to głupota - dokańcza Martyna. - I żeby nie opowiadał takich bzdur.

Zamyślam się, zastanawiając się, co mógłbym im doradzić.

- Wiecie co? - pytam. - Chyba mam pewien pomysł. Bo ja, Ania i Zosia szukamy nowego mieszkania. Wiecie, ze względu na to wszystko, co się stało. No więc... myślę sobie, że moglibyśmy je Wam... odsprzedać. Na raty czy coś. Dogadalibyśmy się. W końcu znamy się nie od dziś.

- Doktorze, ale... ale my nie... - zaczyna Piotr.

- Tylko nie mów, że nie chcecie mi sprawiać kłopotu, bo się zdenerwuję. Dzieciaki, to żaden kłopot. Jeżeli mogę wam jakoś pomóc, to bardzo chętnie to uczynię.

- Dziękujemy, doktorze. - Martyna patrzy na mnie z wyraźną wdzięcznością. - Myślę, że to będzie Dobre rozwiązanie.

- Bardzo dobre - potwierdzam. - Z korzyścią dla obu stron.

- Z tym akurat muszę się zgodzić - stwierdza Piotrek z uśmiechem.

- Skoro spór zażegnany, to pozwolicie, że pójdę sprawdzić, co z Anią - oświadczam, wstając.

- Jasne, doktorze - mówi Piotr z uśmiechem. - Niech pan leci, bo jeszcze panu ucieknie.

- Co? Ucieknie? Kto? - Patrzę na niego zdezorientowany.

- Niech się doktor nie przejmuje - uspokaja mnie Martyna. - On tylko tak żartuje. Zna pan Piotrka, cały on.

Trudno mi się było z nią nie zgodzić. Piotrek zawsze miał specyficzne poczucie humoru, które mogło kogoś drażnić, gdy poznawał go po raz pierwszy.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz