27 - Wiktor Cz. 4

834 32 2
                                    

Za drzwiami wpadam na Anię, która bez słowa bierze mnie w ramiona. Pozwalam jej na to, czując, że drżę lekko.

- Hej, Wiktor. Będzie wszystko dobrze. – Stara się mnie pocieszyć.

- A jak nie? – pytam. – Jak ona z tego nie wyjdzie?

- Wyjdzie, oczywiście, że wyjdzie. – W głosie Ani słychać przekonanie. - Od kiedy Wiktor Banach się poddaje? Kochanie, potrzebny będzie czas, to jasne, ale nie ma rzeczy, przez które byśmy nie przebrnęli, prawda? No właśnie. Także spokojnie. A teraz chodź.

Bierze mnie pod rękę i prowadzi do Sali, w której leży Zosia.

- Boże, moje biedactwo... - szepczę, siadając przy niej i ujmując ją delikatnie za rękę. – Zosiu, kochanie, słoneczko. Nie wiem, czy mnie słyszysz, ale i tak... Ja... Boże, tak strasznie cię przepraszam. Kochanie, tak mocno cię przepraszam. Gdybym wiedział, że tak to się skończy... Ale przecież nikt nie mógł tego przewidzieć. Kochanie, proszę cię, wróć do mnie, do nas. Wszystko będzie dobrze, pomożemy ci z tego wyjść. Ja ci pomogę, obiecuję. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś z tego wyszła. Tylko proszę, nie poddawaj się. Masz dla kogo walczyć. Nie jesteś sama. Poza tym, jesteś silna. Ród Banachów się nie poddaje, pamiętasz? No właśnie. Zadanie na najbliższy czas, to powrót do nas. To polecenie lekarsko-ojcowskie. Czy tego chcesz, czy nie, to polecenie musisz wykonać. Nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu, rozumiemy się? Ja myślę.

Uśmiecham się do niej, choć wiem, że nie jest tego świadoma, po czym opieram głowę o ramię i w takiej pozycji zasypiam, wyczerpany emocjami i wydarzeniami ostatnich kilkunastu godzin.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz