54 - Wiktor Cz. 1

734 28 4
                                    

Po paru dniach obserwacji Zosia w końcu wyszła ze szpitala, co nas wszystkich bardzo ucieszyło. Wiedzieliśmy też jednak, że czeka ją teraz jeden z najtrudniejszych momentów, a mianowicie pozbieranie się po tym wszystkim.

- Myślisz, że dobrym pomysłem jest, by jechać z nią teraz na policję? - pyta Ania.

- Myślę, że tak - odpowiadam. - Kochanie, jeśli nie teraz, to kiedy? Nie można tego odkładać w nieskończoność.

- Nie można, nie można. - Wzdycha. - Oby tylko starszy sierżant Monika nie męczyła jej zbytnio.

- No właśnie - podchwytuję. - Masz rację.

- Uświadomimy ją, by tego nie robiła - zapewnia nie Ania gorliwie, całując delikatnie moje usta. - Chodź, bo Zosia czeka.

Odpowiadam skinieniem i oboje idziemy po moją córkę.

- Tato, nareszcie! - woła na nasz widok, w pełnej gotowości. - Już myślałam, że Się was nie doczekam.

- Cześć, słoneczko - odpowiadam.

- Jak się czujesz? - pyta Ania, przyglądając jej się z troską.

- W porządku. - Uśmiecha się do nas, lecz ten uśmiech jest jakby wymuszony.

- Chyba nie jest tak do końca w porządku - zauważam.

- Stresuję się tą wizytą na policji - wyznaje. - Boję się, że sobie nie poradzę.

- Kochanie, ty byś miała sobie nie poradzić? - Ania bierze ją za rękę. - Przecież ród Banachów zawsze daje sobie radę. Zobaczysz, będzie wszystko dobrze. Chodź.

Kiedy pół godziny później znajdujemy się na komendzie, zostajemy poprowadzeni do pokoju przesłuchań, w którym czeka już na nas starszy sierżant Monika zawadzka, razem ze swoim partnerem.

- Dziękuję, że zgodziłaś się przejąć sprawę Zosi - odzywam się do niej. - To bardzo dla nas wiele znaczy..

- Jakby ci to, Wiktor, powiedzieć - odpowiada. - Nie ma sprawy.

Widzę spojrzenie, które mi rzuca i wcale mi się ono nie podoba. Jest takie... takie, jakby czegoś ode mnie oczekiwała.

- To my poczekamy na zewnątrz - mówi Ania cicho.

- O, dokładnie - popieram. - Zosiu, słoneczko, będziemy tuż za drzwiami.

- Jasne, tato - odpowiada. - Nie martwcie się, poradzę sobie.

- Wiem o tym. Aaa, Monika, słuchaj, nie męcz jej za bardzo, dobrze?

- Postaram się - odpowiada. - Ale niczego nie mogę obiecać.

- Tak, rozumiem, procedury. - Wzdycham. - Mam nadzieję jednak, że nie będziesz przeginać.

- Spokojnie, będę miała wszystko pod kontrolą - zapewnia mnie.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz