43 - Wiktor Cz. 1

818 30 2
                                    

Gdy Lidka zostawia mnie samego przed drzwiami do sali Zosi, ostrożnie je uchylam i wchodzę do środka. Na mój widok Zosia siada na łóżku.

- Tata? - pyta cicho.

- Tak, to ja, kochanie - odpowiadam, siadając przy jej łóżku i chwytając ją za rękę.

Ku mojemu zdziwieniu nie odtrąca mnie, wręcz przeciwnie, ściska moją dłoń jeszcze mocniej.

- Tato, ja... ja chciałam... chciałam cię przeprosić - zaczyna cicho. - Ja... Po prostu ja sobie z tym wszystkim nie radzę. Z tym, co się stało, z tym, co on mi zrobił... To mi się wciąż śni, wraca do mnie po nocach, rozumiesz? Ja... czuję się tak strasznie. A jeszcze... mam świadomość, że cię skrzywdziłam. Że zrobiłam to, odtrącając cię. Ale ja... ja nad tym nie panowałam. Naprawdę, nie kontrolowałam tego i... Tato, Boże, tak mi wstyd.

- Stop stop stop, Zośka Zośka Zośka, uspokój się - przerywam jej. - Przede wszystkim, to nie masz mnie za co przepraszać. Przecież to zrozumiałe, że po takiej traumie widzisz w innych mężczyznach to, co najgorsze. Ja naprawdę nie mam do ciebie żalu, kochanie.

- Ale... tato, ja... ja cię zraniłam. - W jej oczach dostrzegam łzy.

- Słoneczko, posłucha mnie. - Patrzę jej w oczy. - Najważniejsze jest to, że to zrozumiałaś i że teraz o tym rozmawiamy. Nic innego się nie liczy. A ja, tak jak obiecałem, pomogę ci z tego wyjść. Wszyscy ci pomożemy. Wiesz przecież, jak bardzo chcemy, żebyś była szczęśliwa. Wszyscy się o ciebie bardzo martwimy, w ciągu ostatnich dni byliśmy w niepokoju tak dużym, że nawet nie ma słów, które mogłyby go opisać. Ale to nieważne, to już przeszłość. Teraz trzeba skupić się na tym, żeby tobie pomóc. Znajdziemy ci najlepszego psychologa w mieście, albo i poza miastem, gdziekolwiek. Ale na pewno się z tego pozbierasz. Obiecuję, Słoneczko. Tylko musisz chcieć z nami współpracować.

- Tato, a policja? Przecież na policji też będę musiała zeznawać.

- Tak, słoneczko, masz rację, będziesz musiała, ale nie będziesz z tym sama. Będziemy przy tobie, obiecuję.

Ona w odpowiedzi posyła mi uśmiech przez łzy. Nagle drzwi uchylają się nieznacznie.

- Mogę? - Ania patrzy na nas.

Odpowiadamy jej skinieniem. Gdy wchodzi i podchodzi do nas, Zosia wyciąga rękę w jej stronę.

- Aniu... Zabierz tatę do domu - prosi. - Wyśpijcie się oboje. Odpocznijcie. Sama nie wiem, które z was gorzej wygląda. Oboje wyglądacie, jakbyście byli własnymi cieniami. Wezwijcie taksówkę, czy coś, nie wiem, ale... wypocznijcie porządnie. Ze mną już będzie dobrze. Obiecuję.

- Na pewno? - Patrzę na nią.

- Oczywiście - odpowiada. - Nie ma sensu, żebyście przy mnie ciągle siedzieli. Przecież macie też swoje obowiązki, tato, musisz wrócić do pracy.

Wzdycham i wstaję.

- Wiesz, że masz rację? - Ania ujmuje mnie za rękę. - Pojedziemy do domu i odeśpimy ten czas.

- Cieszę się bardzo. - Dziewczyna uśmiecha się, a my odpowiadamy jej tym samym i wychodzimy.

- Myślisz, że ona z tego wyjdzie? - Patrzę na Annę.

- Tak, myślę, że tak - odpowiada. - Jest silna. Tak jak ty.

Całuje mnie delikatnie w usta.

- Ale teraz wracajmy do domu.

- Tak, masz rację, wracajmy - mówię.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz