86 - Lidia Cz. 3

490 24 2
                                    

- Kiedyś... Jako dziecko... Poznałem pewną dziewczynkę. Miała na imię Zuzia. Wiem, że to może wydać się śmieszne, ale mając siedem lat... Zakochałem się w niej, a ona we mnie. Tyle, że wiesz... Dzieci nie bardzo rozumieją pojęcie miłości, więc... nie wyszło nam wtedy. Chodziliśmy razem do podstawówki, a potem... potem do ogólniaka. No i... Ja nadal ją wtedy kochałem. Niestety, nie wyszło nam. Do dziś nie wiem dlaczego. Może... Może to ja... ja zawiniłem, a może... Sam nie wiem. Natomiast od tamtego czasu przestałem mówić o uczuciach. Uznałem po prostu, że tak będzie lepiej. Teraz jednak wiem, że to rozwiązanie wcale nie było dobre. Najpierw straciłem Renatę, teraz... teraz mogłem stracić ciebie...

Urywa, a ja... Cholera, czuję pod powiekami łzy. Mrugam szybko.

- To... To bardzo... smutna historia - zaczynam po dłuższej chwili. - Smutna i przejmująca. Ale nie martw się, doktorku. Mnie nie stracisz. Powiedziałeś mi o tym, co czujesz, a to bardzo duży plus. Odważyłeś się, to najważniejsze. Teraz musimy się postarać wypielęgnować to, co między nami zakiełkowało i...

Dostrzegam jego zdziwione spojrzenie.

- To znaczy... - Patrzy na mnie. - Znaczy, że ty też?

Wybucham śmiechem, nie mogąc się powstrzymać, na widok jego miny pełnej niedowierzania.

- Tak, doktorku, też - odpowiadam. - I tak mi się wydaje, że jeszcze dłużej, niż ty mnie. Tyle, że nie mogłam ci tego powiedzieć. No bo jakby to wyglądało? Zbłaźniłabym się tylko.

Oboje zaczynamy się śmiać.

- Ty mi nie mów o zbłaźnieniu się, Chowaniec - mówi Góra. - Masz nakaz szybkiego wyzdrowienia. Brakuje nam ciebie w stacji.

- W to nie wątpię - oświadczam. - Ale spokojnie, jeszcze będziecie mieli mnie dość.

- Ciebie? Nigdy - protestuje Góra.

- Jeszcze zmienisz zdanie – mówię. – Gwarantuję ci to.

- - Nie mów tak, bo się przestraszę.

- Ty? No proszę cię, doktorku – odpowiadam z rozbawieniem. – Ja wiem, że niekiedy się lękasz na wezwaniach, ale mnie się bać nie warto.

- Ja? Na wezwaniach się lękam? Howaniec, nie gadaj bzdur. Ja jestem bardzo odważny.

- Tak, oczywiście, dopóki nie zaczynasz uciekać przez okno z budynku – mówię, po czym oboje wybuchamy śmiechem.

- Dobra, Lidka, fajnie się rozmawia, ale muszę już iść. Wiesz, obowiązki wzywają. Musze się upewnić, że karty wyjazdowe są poprawnie wypełnione. Pewnie znowu będę musiał Strzeleckiego przywołać do porządku za jego niechlujne pismo. A jak nie jego, to ktoś inny na bank się znajdzie.

- Wiadomo, doktorku. Miłość miłością, ale zasady muszą być – mówię, a widząc jego rozbawienie, znowu wybucham śmiechem.

- Widzę, że ktoś tu cytuje Strzeleckiego. Nieładnie, pani Chowaniec, nieładnie.

- Nieładnie, to jest zaniedbywać obowiązki, doktorku. Niech doktorek sprawdzi te papiery, a potem... Odwiedzisz mnie jeszcze, prawda?

- Pomyślę nad tym – odpowiada Góra.

Następnie wstaje, mruga do mnie na pożegnanie, po czym wychodzi, cicho zamykając za sobą drzwi. Ja natomiast leżę z szeroko otwartymi oczami, nadal będąc w głębokim szoku. Właśnie zostałam dziewczyną Artura Góry. Jezus Maria, świat zwariował. Jak się pozostali dowiedzą... Nikt nie uwierzy. Uśmiecham się do siebie, wyobrażając sobie miny wszystkich po kolei. Tak, to będzie bardzo ciekawy widok.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz