33 - Piotr Cz. 2

715 27 2
                                    

Po tych słowach znika za drzwiami, pozostawiając nas samych.

- Widzisz, co tu się dzieje? - pytam. - Martynka, zobacz, wszyscy są rozkojarzeni. Nawet Adam.

- Widzę, niestety. - Dziewczyna wstaje. - Chodź, Piotruś, trzeba umyć karetkę.

- Masz rację, Martynka, masz rację. Ty jak czasem coś powiesz, to dobrze powiesz.

- Ej ej, nie cytuj Góry, kochanie, bo jakby to usłyszał, to by ci z premii potrącił.

- Eee, chyba nie. On ostatnio jakiś strasznie rozkojarzony jest. Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale... to nie w stylu Góry. Ostatni raz był w takim stanie po śmierci Renaty. - Wzdycham. - Strasznie się o niego martwię. Może nie byliśmy w zbyt dobrych stosunkach, ale... Echhh. To jest jednak... Znaczy,

jakoś się wszyscy przyjaźnimy, nie?

- Tak, tak - mówi Martyna w roztargnieniu, chyba niezbyt rejestrując to, co do nie powiedziałem. - Chodź, Piotruś, proszę, zajmijmy się tymi karetkami, bo inaczej zwariuję.

- Chyba jedną karetką.

- Jedną, dwiema, dziesięcioma, może być i tysiąc, ale Się zajmijmy czymkolwiek.

- Dobrze, już dobrze - odpowiadam.

Gdy wychodzimy, przed stacją zastajemy zaniepokojoną Lidkę.

- Widzieliście doktorka? - pyta na nasz widok.

- Górę? - upewniam się.

- Tak, Górę, a kogo? Banacha?

- Lidka, wyluzuj. - Martyna patrzy to na mnie, to na nią. - Uspokój się i powoli, powiedz nam, co się stało.

- No bo... Adam przyszedł i powiedział, że wezwanie mamy. Zaczęliśmy przez radio doktorka wzywać, ale nie było żadnej odpowiedzi.

- Poszedłem do jego gabinetu, ale... nikogo tam nie znalazłem - dodaje cicho Adam, stając obok nas.

- To może my weźmiemy wasze wezwanie? - pytam.

- O, tak, Piotruś dobrze mówi. - Martynka podchwytuje mój pomysł. - Bardzo chętnie pojedziemy do tego wezwania. Tylko trzeba się z dyspozytornią skontaktować.

- Moment, robi się - mówi Adam. - 23S, Martynka i Piotrek przejmą to wezwanie.

- A stało się coś?

- Nie możemy znaleźć Góry. Ale spokojnie, pewnie poszedł ciasteczka konstruować - wyjaśnia.

- Artur? Daj spokój, przecież on by nigdy nie opuścił wezwania. Ale dobra, niech oni jadą na miejsce spotkania, a wy... zajmijcie się szukaniem Góry. Może policję wezwę.

- Nie, nie, na razie to nie jest konieczne. Dobra, Ruda, spokojnie, wszystkim się zajmiemy. W razie czego będziemy się z tobą kontaktować.

Kiedy kończą rozmawiać, patrzy na nas.

- Dobra, zbieramy się - mówię. - Chodź, Martynka.

Ona kiwa głową i idzie za mną bez słowa.

**     *     *

Jak myślicie, co się stało z Górą?

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz