55 - Wiktor Cz. 2

636 26 2
                                    

Kiedy stajemy w korytarzu, Ania patrzy na mnie.

- Wiktor, widziałeś, jak ona na ciebie patrzyła?

- Widziałem, widziałem. - Wzdycham. - Wcale mi się to nie podoba. Nie wiem, co sobie ubzdurała, ale jak skończy przesłuchiwać Zosię, chętnie z nią porozmawiam na ten temat.

- Tylko nie bądź dla niej zbyt ostry, dobrze? - Moja narzeczona patrzy w stronę drzwi. - Może miała zranione serce kiedyś i... Nie wiem, myśli, że przy tobie odnajdzie swoje szczęście?

- Ale to chore - zauważam. - Przecież my się znamy krótko. Byliśmy razem na kilku akcjach. To jest naprawdę... nieracjonalne.

- A czy miłość jest racjonalna?

- Zależy od przypadku - odpowiadam, uśmiechając się.

- O, widzę, doktorze Banach, że powrót Zosi do żywych sprawił, że humor Się panu wyostrzył?

- Z wzajemnością, pani doktor - odpowiadam i oboje zaczynamy się śmiać.

Po czasie, który zdaje się upływać wieczność, w końcu Zosia wraz z Moniką wychodzą z pokoju przesłuchań. Po Zosi widzę, że nie było to wcale łatwe. Oboje z Anią do nich podchodzimy.

- Zosiu, kochanie, dobrze się czujesz? - Biorę ją za rękę.

- Tato, zabierz mnie stąd - mówi płaczliwym głosem. - Ja już nie chcę dłużej. Proszę.

- Już, już wracamy do domu - mówię cicho. - A może zanim do domu, to najpierw na lody?

- Nie wiem... - Patrzy na mnie.

- To ja mam propozycję. Chodź, Zosiu, pójdziemy do samochodu, a tata jeszcze chwilę porozmawia z panią sierżant. Może tak być?

- Dobrze - odpowiada cicho Zosia, po czym obie odchodzą.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz