21 - Ania Cz. 2

845 31 2
                                    

Patrzę na Wiktora, który gestem pokazuje mi, bym podała mu telefon.

- Tylko spokojnie – ostrzegam, chociaż sama jestem cała spięta.

- Halo? – Wiktor przykłada słuchawkę do ucha. – Banach z tej strony. Jestem ojcem poszukiwanej. Jeśli się natychmiast panowie nie weźmiecie do roboty, złożę na was skargę za lekceważenie wezwań.

Nie słyszę odpowiedzi policjanta, ale po minie Wiktora widzę, że gdyby tylko tamten znajdował się w pobliżu, byłby gotów rzucić się na niego.

- To jest moja córka – powtarza ostro. – Ma pan dzieci? Tak? Cieszę się. W takim razie teraz proszę się postawić w mojej sytuacji. Już pan rozumie? Zwielokrotnicie poszukiwania, tak? Świetnie, na to czekałem. Dziękuję, do widzenia.

Gdy się rozłącza, bez słowa oddaje mi telefon, po czym zaczyna spacerować po pokoju w tą i z powrotem, a ja, bardziej nieświadomie niż świadomie, zaczynam robić dokładnie to samo.

- Ty to masz gadane – zauważam po dłuższej chwili milczenia. – Powiedziałeś mu parę słów i od razu się zmobilizowali.

- Bo z takimi niekiedy trzeba stanowczo – odpowiada, zatrzymując się obok mnie. – Boże, Anka, ja się tak strasznie boję. Boję się, że on... Że Zosia...

- Ciii, spokojnie. – Przytulam go mocno. – Wszystko będzie dobrze. Musi być. Zosia jest silna, da sobie radę.

- Ale dlaczego znowu ona? – pyta cicho, a ja, z przerażeniem, dostrzegam w jego oczach łzy.

- Też się nad tym zastanawiam. Nie wiem, Wiktor. Naprawdę nie wiem. Tak strasznie chciałabym ci powiedzieć coś, co nas oboje by mogło podnieść na duchu, ale nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. Może by przyszło, gdybym go nie znała. Ale ja znam Potockiego bardzo dobrze, jeszcze lepiej niż wy wszyscy i wiem, że on... Że jest zdolny do wszystkiego i że jeśli tylko ma okazję, to nie zawaha się przed niczym, jeśli tylko ma na kim swoje sztuczki wypróbować.

Wzdrygam się na dźwięk własnych słów. Wiktor ściska mnie za rękę, zaciskając usta.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz