06 - Ania

1.2K 40 4
                                    

Tydzień później po tych feralnych wydarzeniach pozwolono mi wrócić do domu. Tak się akurat złożyło, że po aresztowaniu Stanisława cały SOR był na głowie mojej i Wiktora. Rozprawa przeciw Potockiemu miała się odbyć dopiero za miesiąc, także wszyscy mieliśmy trochę czasu, żeby się przygotować.

Kilka dni po moim powrocie do pracy miałam akurat nocny dyżur, razem z Martyną, Piotrkiem i Górą, którzy godzinę temu wyjechali na wezwanie. Wiktor poszedł do domu, gdyż dzisiaj miał wolne. Żałowałam, że nie mogę iść razem z nim, naprawdę. Tak bardzo go potrzebowałam i potrzebuję... Nagle rozlega się dzwonek mojej komórki.

Aniu, kochanie, czy Zosia się z tobą kontaktowała? - słyszę zaniepokojony głos Wiktora.

- Nie, a coś się stało?

- Nie odbiera ode mnie telefonów. Pół godziny temu miała być w domu, zaraz dwunasta, a jej nadal nie ma.

- Może zagadała się z koleżankami albo...

W tym momencie przez szybę dostrzegam załogę 24S.

- Zaraz do ciebie odzwonię - mówię. - Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Całuję cię, pa.

Następnie rozłączam się i wychodzę na korytarz. Jednak to, co widzę, na moment sprawia, że zapominam o tym, co powinnam robić.

- Zosia? - pytam po chwili oszołomienia. - Co się stało?

- Samochód ją potrącił - odzywa się Artur. - Sprawca uciekł z miejsca wypadku, policja go już szuka. No ale jej stan najlepszy nie jest. Dwa razy nam się w karetce zatrzymała.

- Artur, do rzeczy - mówię. - Tu się liczy czas.

- Jasne, już. Ma pękniętą śledzionę, obrzęk mózgu, obawiam się, że żebro przebiło płuco... Poza tym złamana noga, ręka, nie ma z nią żadnego kontaktu.

- Rozumiem. Dobra, zabieramy ją natychmiast na blok, a wy... Niech ktoś zadzwoni do Wiktora.

- Ja to zrobię - mówi cicho Martyna.

- Dzięki - odpowiadam i odchodzę. 

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz