❁16❁

3.5K 221 218
                                    

- Jisung... Bo Bake Rolls'y się skonczyły...

- Zamknij się, bo jeszcze ktoś nas usłyszy - powiedziałem, biorąc do ręki lornetkę.

- Kurwa, typie. Siedzimy od trzech godzin w krzakach, na jakimś upale, w maseczkach, okularach i czapkach, na twardych kamieniach, bez jakiekolwiek wody, z pustą już paczką chrupek, z kupą zadania domowego na jutro i wielkim sprawdzianem z chemii, a ty mi mówisz : zamknij się? - popatrzyłem na zirytowanego przyjaciela - Czy to ma jakikolwiek sens?

- Nie Changbin, to nie ma sensu - odpowiedziałem szczerze - Mam chociaż nadzieję, że zobaczę moje ukochane Bóstwo.

- Ta... - wymamrotał - To ja idę do Lewiatana po wodę i chipsy.

- Co? NIE! NIGDZIE NIE IDZIESZ, ZOSTAJESZ TU ZE MNĄ.

- Spokojnie, nie oszukujmy się, przecież przez te kilka minut nic się nie stanie. A jak coś, to nie wiem, zrób mu jakieś zdjęcia czy coś - chłopak wstał i już sekundę później zniknął na drzewem.

- Ta, super... - westchnąłem, przyglądając się ponownie bogatemu, obszarnemu wejściu do wytwórni Big Hit.
Nie zdziwiłbym się, gdybym ujrzał za innymi krzakami, równie wielkie fanki, chcące zobaczyć ich sławnych idoli.

W pewnej chwili gdzieś z oddali usłyszałem głośne szczekanie, ale nie zwróciłem zbytnio na to uwagi, koncentrując się na obserwowaniu głównego wejścia.
Z sekundy na sekundę słońce grzało coraz bardziej, więc zdjąłem na chwilę moją czapkę, przeczesując ręką spocone, poklejone włosy.

- O mój Boże, w końcu, wiatr we włosach - wyszeptałem, zgniatając puste opakowanie po Bake Rollsach.

Nagle coś małego, podleciało do mnie i porwało moją czapkę.
Zacząłem się rozglądać, a gdy ujrzałem uciekające małe szczekające gówno, z moją czapką w pysku, nie zawahałem się, rzuciłem lornetkę na trawę i od razu ruszyłem w pogoń za nim.

- Hej! Oddawaj! - zerwany z mojej kryjówki, biegłem, kompletnie nie patrząc na omijających, zdziwionych przechodniów parku - Ej! Słyszysz! Psie! - wciąż dawałem z siebie wszystko, by tylko złapać tego małego gnojka - Gdzie twoja pani?

Piesek ominął duże drzewo, potem wielką bramę i wybiegł na chodnik. Nie odpuszczałem, drugą ręką zdejmując okulary i maseczkę, która mi przeszkadzała w tej jakże Wielkiej Gonitwie.

Nagle, nie patrząc za bardzo przed siebie, myśląc że wyminę jednego przechodnia, niestety nie wycelowałem i zderzyłem się prosto z wysokim mężczyzną.
Głową odbiłem się od jego klatki piersiowej tak mocno, że aż przechyliło mnie w drugą stronę i przewróciłem się plecami na twardy, betonowy chodnik.

Mocno uderzyłem się w głowę, więc przez kilka sekund myślałem, że może umarłem.
Miałem otwarte oczy, ale jedyne co widziałem, to małe kolorowe kwadraciki na czarnym tle.
Następnie, powoli zaczynałem słyszeć głos mężczyzny, który nachylony nade mną, wciąż powtarzał : "wszystko dobrze?".

Kiedy zacząłem znowu dobrze widzieć, pomyślałem , że chyba naprawdę zemdlałem.

- Czy to sen... - wymamrotałem, podnosząc rękę do góry.

Wyglądało to, jakbym chciał dotknąć chłopaka wiszącego nade mną.
W pewnym sensie, tak było...

Albo to był on, albo ktoś, przypominający mojego idealnego tancerza.

To musi być sen.
Prawdopodobnie jestem teraz w drodze do szpitala, tymczasem moja głowa odstawia takie ballady.

- Yyy, nie... To nie sen... Dobrze się czujesz? Wszystko okej? To moja wina, widziałem że biegniesz, powinienem się odsunąć.

Otworzyłem usta, a potem je zamknąłem.

- P-podasz mi... rękę? - zapytałem, lekko jąkającym się głosem, chcąc się przekonać czy naprawdę jestem teraz w karetce, czy może faktycznie zaraz zemdleje, bo właśnie spotkałem kogoś, kto skradł moje serce.

- AA... TAK! Jasne... - zaśmiał się, chwytając moją dłoń i podnosząc mnie do siadu.

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.

To chyba jakiś żart.

WPADŁEM NA TANCERZA?

- Więc ten... Mówiłem że przepraszam, to moja wina.. - mówił wciąż, drapiąc się po głowie - Goniłeś tego psa?

Wpatrywałem się w niego jak jakiś przygłup, nie potrafiąc mu nawet odpowiedzieć na pytanie.
W końcu, po kilku sekundach ocknąłem się.

- A... Tak. Ukradł mi... czapkę...

- Oh.. Przeprasza-

- Nie, nie przepraszaj, nie przejmuj się... Naprawdę, to nic takiego - uśmiechnąłem się, próbując w końcu wstać z twardego betonu.

Chłopak chwycił mnie za ramię, widząc,że niepewnie się podnoszę.

- Na pewno wszystko okej? Nie boli cię głowa? Może powinieneś pójść-

- Nie, spokojnie. Jest okej - powiedziałem, próbując kolejny raz zapamiętać jak najwięcej szczegółów jego idealnie wyrzeźbionej twarzy.

- Okej... W takim razie... Yyy... trzymaj się... Miłego dnia - powiedział z uśmiechem, omijając mnie.

Kurwa. Spieprzyłem.
Spieprzyłem, spieprzyłem i jeszcze raz spieprzyłem.
Mogłem się o coś jeszcze zapytać...
Dowiedzieć się cokolwiek, więcej o nim.

Zaprosić na kawę?
KURWA Jisung, walnij się w ten pusty ryj.

- Zaczekaj! - krzyknąłem w ostatnim momencie, zatrzymując wysokiego bruneta.













* * *













𝓼𝔀𝓮𝓮𝓽 𝓼𝓶𝓮𝓵𝓵 𝓸𝓯 𝓵𝓸𝓿𝓮  || 𝓶𝓲𝓷𝓼𝓾𝓷𝓰Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz