Napięcie powierzchniowe

184 8 2
                                    

Soap: „Duchu, czy ty... jesz coś?"

Duch: „Zostawię ci opłatek".

Soap: „Bleedin' Jesus..."

Duch: „Jeszcze nie jest. Nie znalazłem wina.

Soap: „Jesteś na randce z diabłem, proszę pana".

Duch: „Pospiesz się i dołącz do nas, Johnny".

Ghost z piskiem przejeżdżał przez opustoszałe ulice Las Almas. Na zewnątrz wdzierała się plama krwi, deszczu i mdlących żółtych latarni ulicznych.

Niewiele lepiej było w środku. Okno od strony kierowcy zniknęło, tylna szyba również wystrzeliła, a rozbita przednia szyba nie przetrwała trzeciej dziury. Szkło opadło w kropelkach, jak zakręcanie prysznica, i noc wdarła się do środka.

I co to była za pieprzona noc.

Mydło sprawiało wrażenie mokrego, które nigdy nie wyschnie. Wilgotny w każdym porze. Umrze na meksykańskiej pustyni - zakładając, że dotarli tak daleko - i nadejdzie dzień, gdy jego zwłoki po prostu wyparują. Nie brzmi to tak źle , pomyślał Soap, biorąc pod uwagę dreszcz przenikający do kości. Obym znów spadł jak kwaśny deszcz na zarośnięty heid Shepherd's Weel.

Ghost kręcił się w zastraszającym tempie. Kiedy nie szukał Cieni ani bezpiecznego miejsca do zatrzymania się, patrzył na wypadek, którym był jego sierżant. - Trzymaj się, Johnny - powiedział.

„O tak, nie śpię" - odpowiedział Soap. Wiatr przedzierający się przez kabinę ciężarówki o to zadbał. Orzeźwiający jak oldschoolowy waterboarding. Jazda ducha była też... ożywcza. Nie było to coś, przed czym można by zamknąć oczy, bez względu na to, jak bardzo Soap by tego chciał.

„Wygląda szczytowo" - dodał Ghost.

Soap nacisnął nieco mocniej na jego ramię, gdzie druga zabłąkana kula dołączyła do strzału Gravesa gdzieś między placem a ciężarówką. - Jestem dobry - powtórzył. Ale stracił więcej krwi, a jego adrenalina spadła znacznie poniżej granicy.

"Zostań tak. Jedyne miejsce w tej jednostce dla jednego ducha.

Soap zachichotał, bardziej rozbawiony zmartwieniem w szorstkim tonie Ghosta. - Czy jesteś aż tak blady, poruczniku?

"Jestem Anglikiem."

Kiedy miasto przerzedzało się przed morzem ciemnych zarośli, Duch przyciemnił reflektory. Jechał dalej. Po kilku kilometrach zaparkował je za opuszczoną stacją benzynową, wysiadł i wyłączył również tylne światła. Gwałtownie. Ciężarówka zakołysała się od siły jego uderzeń.

Potem pojawił się u drzwi Soap.

Oczy Ducha nie były brązowe ani czarne w żadnym innym kolorze, który Soap potrafiłby nazwać. Były białe. Niezależnie od tego, w jakim świetle - w południe czy bezksiężycowe, w kokpicie czerwonym czy fosforowozielonym - to biel cię chwyciła, kiedy reszta zniknęła w całunie czerni. To biali powiedzieli, że jestem człowiekiem w ciemności.

Duch jednak nigdy nie wyglądał na przerażonego. Po prostu znudzony. Nosił nudę jak bluzę z kapturem, która opadała mu na jasne rzęsy.

- Wynocha, sierżancie - warknął. Znudzony.

Mydło wypełzło.

Ręce Ducha szybko go dosięgły. Odpiął kamizelkę taktyczną Soapa z szybkością i precyzją, nie myląc palców, i zawiesił ją na masce. Potem poklepywał Soapa, macając go w poszukiwaniu wszystkiego, co mogło umknąć w zgiełku i chaosie strzelaniny. W ciemności było to trudne, więc Ghost zdjął rękawiczki, żeby lepiej widzieć świeżą krew. Na mydle było wiele plam, które nie należały do ​​niego. Przestało padać i Las Almas może nigdy się nie zmyć.

Dziennik Najemnika IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz