Północ

124 3 0
                                    

Soap nigdy nie widział piękniejszego zachodu słońca. Niebo było zalane kolorami, od głębokiego niebiesko-fioletowego do jasnożółtego z odcieniami czerwieni i pomarańczy pomiędzy nimi. Ale jego opis nie wydawał się być sprawiedliwy. Soapowi brakowało niektórych niuansów.

Jego klatka piersiowa płonęła przy każdym wdechu, więc musiał cieszyć się każdą ostatnią chwilą. Rana zabarwiła jego niebieską koszulę na ciemnoczerwony kolor. Czy bardziej pasowałby do burgunda czy bordowego? Mydło i tak nigdy nie radziło sobie z kolorami.

„Mydło, jak kopiować?” Głos Ducha odezwał się w jego uchu, tak ciepły i znajomy, a jednak tak odległy.

Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, i usłyszał świszczący oddech. Ból utrudniał skupienie się na czymkolwiek innym, ale Soap starał się skupić na chwili obecnej. Niebo było piękne, powietrze było ciepłe i słyszał Ducha. Zawsze lubił Ducha. Jak spokojnie.

"Jasio? Johnny, jak skopiować?

Soap słyszał troskę w głosie swojego porucznika, ale Soap nie chciał, żeby się martwił. Wszystko by się w końcu ułożyło. Razem zaszli tak daleko. Czy to nie było wystarczająco dobre?

– Ss-solid – powiedział Soap.

"Lokalizacja. Teraz."

Z wielkim trudem Soapowi udało się obrócić głowę. Po jego lewej stronie było drzewo. Chciał spojrzeć w prawo, ale ból mu to uniemożliwił. Skrzywił się. „Drzewo” to wszystko, co udało mu się zrobić.

– Musisz być bardziej konkretny, Johnny.

„Nie” – odpowiedział. Soap mógł się martwić reprymendą za niesubordynację, gdyby takie rzeczy nadal go dotyczyły.

– Zostań tam – powiedział Duch.

"Dobra." Jakby miał wybór. Soap zachichotał do siebie, co wysłało nowe fale agonii przepływające przez jego ciało.

Mimo niejasnych instrukcji słyszał stukot butów o bruk, gdy ktoś się zbliżał. Przynajmniej Soap miał nadzieję, że to Duch. Znając jego szczęście, mógł to być wróg, który przybył, aby dokończyć robotę.

Ale wkrótce obraz Ducha wypełnił jego wizję. Duch ukląkł, przyglądając mu się. Soap podążył za tymi ciemnobrązowymi obramowanymi jasnymi rzęsami, gdy przyglądali się najgorszym z jego obrażeń. Pomimo maski Soapowi podobało się to, że zawsze potrafił odczytać emocje swojego porucznika z tych wyrazistych oczu.

– Nic ci nie będzie, żołnierzu. Soap znał kłamstwo, kiedy je usłyszał.

– Myślę, że potrzebuję metody usta-usta, poruczniku.

— Masz urojenia — powiedział Duch. „To rana postrzałowa”.

Ale Soap dobrze znał Ducha. Widział, że zdenerwował mężczyznę. Dziwne uczucie ciepła zalało jego ciało. Soap lubił sprawiać, że Duch się rumienił. Gdyby tylko zrobił to wcześniej.

„Zanim pójdę, czy mogę zobaczyć, co jest pod maską?”

"Negatywny."

„Chodź…” – powiedział Soap. „Spełnij umierającemu ostatnie życzenie”.

„Nie pokażę ci, bo i tak ci się uda. Wezwałem medevac; helo jest już w drodze.

Duch naciskał na swoją ranę, by zatamować krwawienie, ale bolało jak cholera. Soap wpatrywał się w niebo, które już ciemniało, gdy słońce nadal chowało się za horyzontem.

- Taki piękny - wyszeptał, zanim pochłonęła go ciemność.

Ostre światło wdarło się w szczelinę między jego powiekami. Soap zamrugał niechętnie, budząc się. Miał taki piękny sen, a te cholerne świetlówki go zrujnowały. A usta miał suche jak kość; musiał wstać z wygodnego łóżka, żeby napić się wody. Soap usiadł, zanim silna ręka pchnęła go z powrotem w dół.

Dziennik Najemnika IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz