Rozdział 2

7.2K 245 122
                                    



Obudziłam się rano z błogą świadomością, że budzik jeszcze nie dzwonił. Spojrzałam leniwie na zegarek, który ku mojemu zaskoczeniu wskazywał 8:20, co jednoznacznie równało się z pierwszą lekcją za 10 minut.

- Świetnie - powiedziałam sama do siebie. - Pierwszy dzień, a ja już zaspałam!

Mimo braku czasu mozolnie zwlekłam się z łóżka i spojrzałam nieobecnym wzrokiem na pokój, starając się wybudzić z jeszcze nie do końca skończonego snu. Potrząsnęłam gwałtownie głową, po czym w zawrotnym tempie doleciałam do łazienki. Stanęłam przed lustrem, a tam ujrzałam moją twarz, otoczoną burzą włosów w kolorze ciemnego blondu i zaspane zielone oczy, ze śpiochami w kącikach. Czym prędzej chwyciłam za różdżkę i jednym ruchem doprowadziłam się do stanu używalności, po czym nałożyłam mundurek i łapiąc torbę z książkami pobiegłam w stronę lochów. Zziajana wbiegłam do sali, robiąc przy tym niemały hałas, i sprawiając, że zwróciłam uwagę wszystkich na swoją skromną osobę. Profesor Snape spojrzał na mnie z pogardą.

- O Lupin, dlaczego mnie to nie dziwi - zwrócił się do mnie mężczyzna, nie odrywając wzroku od tablicy.

- Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale...

- Siadaj do ławki Lupin - rozkazał, przypatrując mi się bardzo uważnie. - i nie stosuj tych swoich żałosnych wymówek. Minus 10 punktów dla Gryffindoru. - powiedział, a od strony ślizgonów wybuchło pewne poruszenie, jednak skutecznie przerwane wzrokiem Snape, który wrócił do zapisywania wzorów. Usiadłam pomiędzy bliźniakami, którzy zerkali na mnie współczująco, ale zbyłam ich machnięciem ręki i zaczęłam przepisywać zapiski nauczyciela.

- Kiepski dzień - zagaił George po lekcji.

- Jak widać - odpowiedziałam z rezygnacją.

- Mamy dla ciebie coś... na poprawę humoru.

- Hmmm - bąknęłam bez ciekawości.

- Nie chciałabyś może pomóc nam w obmyślaniu kawału na... Panią Norris? - Na te słowa przestałam patrzeć w podłogę i podniosłam wzrok.

- Mianowicie? - wypaliłam po chwili, ale starałam się brzmieć względnie obojętnie.

- Mamy pomysł, ale brakuje sposobu realizacji.

- Czyli? - spytałam wyczekująco, czemu oni nie mogą powiedzieć czegoś prosto z mostu?

- Chcemy zafarbować Panią Norris na zielono

- I zmienić nieznacznie - Bardzo podkreślił to słowo. - rodzaj wydawanych przez nią dźwięków.

- Pochrumkiwanie?

- Nie, mamy zdepka inną sugestię.

- To znaczy?

- Rżenie, wiesz jak osioł. - Na tę odpowiedź parsknęłam się.

Mieliśmy plan działania, a pierwszym punktem było zdobycie zaklęcia zmieniającego kolor, a na nasze nieszczęście zmiana koloru należała do zakresu zainteresowań McGonagal. Poprawka, na moje nieszczęście, gdyż to ja miałam zająć się tą częścią kawału.

- Dzień dobry, pani profesor - przywitałam się pogodnie wchodząc do jej gabinetu.

- Witaj Suzanne, co cię do mnie sprowadza? - powiedziała jak zwykle dumnym tonem głosu.

- Pani profesor... - Wzięłam głęboki wdech. - czy istnieje jakieś zaklęcie do zmiany koloru? - spytałam dobrze znając twierdzącą odpowiedź.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz