Rozdział 12

2.8K 134 71
                                    


Wraz z Remusem stałam przed opasłą budowlą, która wyglądała jakby trzej niewidomi czarodzieje machali różdżkami na prawo i lewo, i łączyli przypadkowe części w nadziei, że utworzą one budynek mieszkalny, zwany Norą - jak głosiła pobliska tabliczka. Dom położony był w sąsiedztwie rozległych pól zbóż, kilku bardzo starych jabłoni oraz małego ogródka, z którego dochodziły podejrzane dźwięki. Cała ta sceneria wprawiała przybysza w magiczny nastrój, bo trzeba było przyznać Weasleyom, że ich posiadłość wyglądała obłędnie imponująco.

- Poradzisz sobie? - spytał Remus, którego także "zachwycił" czar tego miejsca.

- Jasne. - odparłam pogodnie, błądząc oczyma po każdym zakamarku.

- Do...dobrze. - przytaknął niepewnie, a następnie pocałował mnie w czoło i teleportował się z cichym trachem.

Po zniknięciu Remusa nadal wpatrywałam się w budynek. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głośny dźwięk starego silnika, który pocharkiwał niczym łososie w czasie tarła. Rozglądnęłam się za źródłem odgłosu, ale kiedy tylko się obróciłam, ujrzałam niebieski samochód, który... leciał w moją stronę, co i rusz zniżając się i podnosząc, przez co bardzo upodabniał się do stylu lotu Errola.

Za kierownicą siedział, ku mojemu zdziwieniu, pan Weasley z jakimś młodym mężczyzną, także o rudych włosach. Kiedy wylądowali, a kłęby dymu przestały unosić się wokół pojazdu, wysiedli i skierowali się w moją stronę z wielkimi uśmiechami na twarzach.

- Dzień dobry, panie Weasley. - przywitałam się wysokim głosem, z pewnością nie takim, jakbym chciała, na co nieznany mi mężczyzna zachichotał.

- Witaj, Suzanne. - odparł pan Weasley, a następnie wskazał na swojego towarzysza o rudych, długich włosach, związanych w kucyka. - To mój najstarszy syn, Bill Weasley. - powiedział z dumą. - Bill, to jest Suzanne... Lupin, przyjaciółka bliźniaków.

- Cześć - Miło poznać. - rzuciliśmy w tym samym czasie i wspólnie roześmialiśmy się.

- Czemu nie wchodzimy? - zapytał nagle pan Weasley, w momencie, gdy zrobiło się dziwnie cicho.

Niczym nie zrażony przeszedł obok mnie, a następnie otworzył drzwi i minął próg domu.

- Śmiało. - zachęcił Bill, który nadal był bardzo rozbawiony całą sytuacją.

Ruszyłam lekko zakłopotana za chłopakiem, a kiedy tylko minęłam próg domu, dotarł do mnie panujący w nim sajgon.

Gdy znalazłam się w środku zupełnie straciłam wrażenie, że jest to zwyczajny dom. Wszystko wokół mnie zdawało się ruszać i wydawało różne dźwięki. W kuchni, gdzie najwidoczniej znajdowało się serce domu, panował okropny harmider i co chwilę było słychać odgłosy tłuczonego szkła, gotującej się wody czy płaczu dziecka. Nagle usłyszałam donośny głos pani Weasley, która miała, jak widać, za zadanie utrzymywać tego wszystkiego w ryzach:

- Jak to Suzanne już przyjechała?

Chwilę później w moją stronę zmierzała pulchna kobieta o rudych włosach, jak u wszystkich w rodzinie, wesołych lśniących oczach, które odziedziczyli po niej bliźniacy, i w szarej szacie ze ściereczką na ramieniu.

- Suzanne, skarbie! Jak miło cię znowu widzieć. - zawołała z radością i mocno przytuliła mnie na przywitanie.

Jak za wciśnięciem jakiegoś guzika, w tej samej chwili, usłyszałam wybuch, na który nikt nie zareagował, więc chyba był normą, a następnie ze schodów, jak stado ogrów, zbiegli uradowani bliźniacy.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz