Rozdział 101

1K 67 5
                                    


...

Uśmiechnęłam się pod nosem. W moich oczach pojawił się cień rozbawienia, a dłoń drgnęła pomimo tego, że sumiennie starałam się zapisywać słowa urzędniczki. Dzisiejsza lekcja Obrony była jak średniowieczne tortury.

Nie dlatego, że była po prostu nudna, a właśnie z całkiem odwrotnego powodu.

Zerknęłam na dumną postać Umbridge, która, niczego nieświadoma, nadal dyktowała nam nasze notatki - będą nam one "wręcz niezbędne" w czasie egzaminów odbywających się już za dwa miesiące.

Była ubrana tak jak zwykle; w różowe ubrania wprost ze sklepu z dziecinnymi zabawkami. Jej włosy układały się w pretensjonalne loki, a po lewej stronie głowy widniała broszka. Jej klątwa jeszcze nie objawiła się w moim życiu niczym konkretnym.

Wszystko odbywało się jak zwykle.

Do czasu gdy Umbridge kichnęła, a z jej czaszki wyrosło okazałe poroże. Mimowolnie kąciki ust uniosły się w górę. Kobieta nadal stała prosto i okazywała nam powagę i wyższość. Nie zorientowała się.

Znowu! Ponieważ od rozpoczęcia lekcji te rogi wyrosły jej już siódmy raz.

Bliźniacy byli genialni. Pomimo tego, że ostatnie podrzucenie Umbridge ciasteczek z nowymi pastylkami skończyło się fiaskiem, oni wpadli na pomysł, który zmusił ją do zażycia ich. W ryzykowny sposób wrzucili jej te pigułki do świeżo zaparzonej herbaty.

Kilka osób w pomieszczeniu zaczęło wiercić się na krzesłach, aby ukryć rozbawienie. Umbridge wtedy instynktownie sięgnęła dłonią do włosów i poprawiła krótkie loki. Robiła tak zawsze, małym palcem dotykając broszki, gdy była zdezorientowana.

Rogi zniknęły w momencie, gdy jej dłoń znalazła się blisko nich.

Ale spokojnie... One wrócą, wrócą, gdy tylko ta baba kichnie, a będą wracać dopóki pastylka będzie działać. A będzie działać długo.

Poczułam przyjemny kurcz w żołądku. Jakby satysfakcja wymieszała się z czymś jeszcze. Podniosłam wzrok na George'a siedzącego w rzędzie obok. Posłałam mu radosny uśmiech.

- To nie wszystko - odpowiedział bezgłośnie, zmuszając mnie do ciekawego zerknięcia na Umbridge.

Ponownie kichnęła, a z jej głowy wydobyło się poroże. Pokręciłam głową, niedowierzając. Pomysły chłopaków stawały się coraz bardziej wyszukane.

- Uczniowie, a teraz przestańcie pisać! - Po klasie przebiegł głośny głos profesorki.

Posłusznie odłożyliśmy pióra na biurka i spojrzeliśmy na profesorkę. Na jej twarzy jednak zamiast spodziewanej dumy, zastałam zdziwienie.

- Uczniowie! - Ponownie rozległo się w sali, ale usta Umbridge były zaciśnięte w cienką linię. To była kolejna część zemsty bliźniaków. - Proszę wstać i drapać się po głowie!

Wszyscy podnieśli się i z rozbawieniem zaczęli wykonywać jej kolejne polecenia.

- Stójcie! - Prawdziwa Umbridge nareszcie zdołała wydobyć z siebie głos. - Przestańcie natychmiast!

- Proszę o ładne uśmiechy z waszej strony! - Jej protesty zagłuszył jej zmodyfikowany głos.

Warto było mieć Vincenta po swojej stronie. Ślizgon transmutował się w stojak przy oknie i wołał na nas głosem urzędniczki.

- Uczniowie! - fuknęła prawdziwa Umbridge po raz kolejny.

- Bardzo proszę dziewczyny o rozpuszczenie włosów! - zawył drugi głos kobiety, a wszyscy ponownie parsknęli śmiechem.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz