Rozdział 57

1.3K 91 2
                                    


Trzeszczące, stare deski uginały się pod każdym krokiem czarnowłosego mężczyzny, który kiedyś był niezwykle atrakcyjnym człowiekiem. Teraz został w nim jedynie cień po jego dawnej urodzie. Krył się on w stalowych oczach mężczyzny wyrażających obłąkanie lub poczucie niesprawiedliwości, jakie ten zaznał dwanaście lat temu, gdy bez procesu umieszczono go w Azkabanie. Najbardziej obrzydliwym miejscu, z jakim kiedykolwiek miał do czynienia.

W swoim sercu czuł nieopisaną gorycz. Ideały, które kiedyś były sensem życia, okazały się jedynie pustymi frazami nie liczącymi się dla nikogo. Z nim także nikt nie śmiał się liczyć. Nazywano go mordercą, wysłano za nim list gończy, a przecież on na to wszystko nie zasłużył.

Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Łaknął zemsty. Pragnął jej całym sobą i jeszcze żadnego dnia po swojej ucieczce nie chciał niczego tak bardzo. Zabić go, pozbawić życia! Niech dołączy do swojego martwego palca, którego pochowała matka tego podstępnego zdrajcy. Nie mógł inaczej go nazwać. Do tej pory budził się z krzykiem w nocy, słysząc w uszach jego szyderczy śmiech.

- Nie miałem wyboru, Syriuszu! Jednak ty go masz! - krzyknął, a w jego mętnych oczach widział żal. Jak bardzo był wtedy głupi, że opuścił różdżkę. Już w następnej chwili ta zdradziecka szumowina oszołomiła go zaklęciem i śmiejąc się ochryple, zabiła dwunastu mugoli i zniknęła w kanale. Znikając w nim, przyznała się w oczach Blacka do winy. Przyznała się do zdradzenia Potterów, do zamordowania Dorcas, leżącej w tamtym momencie tylko kilka metrów od niego.

Znów poczuł samotną łzę na policzku. Nie miał jednak siły jej otrzeć.

Teraz to wszystko miało się zmienić! Zabije go naprawdę, a wtedy znajdą go dementorzy i wyssą z niego jego umęczoną duszę. Już dawno przestał wierzyć, że po śmierci spotka Lily i Jamesa. Nie było Boga na tym okropnym świecie. Gdyby był, nie pozwoliłby na tak ogromną niesprawiedliwość!

On, Syriusz Black, mógł cierpieć. Ale nie miał prawa tego robić ani Harry Potter, ani Maureen Store! Czym oni zawinili w oczach Stwórcy? Byli niewinni!

Suzanne także nie była niczemu winna!

Przypomniał się mu jej melodyjny głos - "Spokojnie, mały". Powiedziała to z takim opanowaniem w głosie. Nie bała się do niego podejść, ale zrobiła to tylko dlatego, że nie wiedziała kim ten pies był naprawdę. W oczach ministerstwa był zwykłym mordercą!

Jednak jej osoba zupełnie nie przypominała mu Lunatyka. Remus był spokojny, ostrożny i odpowiedzialny. Zawsze spięty, za co po latach Black zaczął go doceniać. Jednak Suzanne... Nieostrożna, roztrzepana, jak on i James szalona w latach szkolnych.

Gdy pierwszy raz ją zobaczył, przez chwilę nie mógł uwierzyć, że to ona.

Tak wiele czasu minęło, kiedy widział ją ostatnio. Była wtedy mała, nie rozumiała otaczającego ją świata. Teraz była już prawie dorosła. Miała chłopaka - lub tak jak on w czasach młodości, całowała się z byle kim w godzinach popołudniowych, nie martwiąc się o przyszłość.

Po jej pierwszym spotkaniu Syriusz postanowił ją obserwować. Okazała się animagiem! Była taka sama jak oni: on i James. Jednak podczas pełni coś poszło nie tak. Kiedy skrywał się w zaroślach, Remus najwyraźniej go wyczuł, więc rzucił się błędnie na nią.

W tamtej chwili postanowił, że nie będzie się do niej zbliżał.

Kiedy podeszła do niego na meczu, widział w jej Luniowych oczach coś, czego nie dojrzał od bardzo dawna. Serdeczność do swojej osoby. I delikatną dozę sympatii. Syriusz chciał wierzyć, że ta młoda dziewczyna pozwoli mu dokonać zemsty na tym zdrajcy. Musiał do niej dotrzeć, co nie wydawało się być problemem.

Była ciekawska, zapewne zwabi ją do siebie prędzej czy później.

Miał zamiar to zrobić z pomocą lusterka dwukierunkowego, które znalazł we Wrzeszczącej Chacie. Pozostałe trzy zniknęły, co oznaczało, że ktoś je zabrał, a Black był tak zdesperowany, że pragnął wierzyć, że zrobiła to Suzanne z tymi dwoma rudymi chłopakami. Oni także byli do nich podobni - dowcipni i energiczni.

Zostawili na drzwiach napis, informujący, że Gred, Feorge i Suz byli tu kiedyś. Cała jego nadzieja na lepszą przyszłość skupiała się wokół tej dziewczyny.

Kolejna łza spłynęła po jego policzku.

Harry był tak podobny do Jamesa. Także grał w Quidditcha, a jego włosy były równie roztrzepane.

Osobą, która jednak wzbudzała w nim najbardziej mieszane uczucia była Maureen.

Tak bardzo podobna do swojej matki. I oczywiście do swojego ojca. Wierzył, że już wkrótce się spotkają i będzie mógł jej powiedzieć wszystko.

Jednak czy ona będzie chciała poznać prawdę?

Na pewno tak będzie. W jej krwi płynęła przecież szlachetna krew jej matki. Tego samego nie można było powiedzieć o jej ojcu. Był on podłym draniem.

Black zaniósł się obsesyjnym śmiechem.


Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz