Rozdział 135

744 53 7
                                    


!+18!
George opierał się właśnie o zlew, gdy Potter migdalił się z Ginny na środku kuchni - wszystko zaczęło się od krzywo zawiązanej muchy Harry'ego. Korzystając z faktu, że pił właśnie kawę, siorbnął nią ostentacyjnie, przypominając gołąbeczkom o swojej obecności tutaj. Oderwali się od siebie, patrząc na niego zaskoczeni.
On jednak mrugnął tylko w ich kierunku i rzucając krótkie pożegnanie, skierował się na górę znaleźć dziewczynę, dla której stracił coś więcej niż ucho: głowę.
Nie kłopocząc się pukaniem, wszedł do jej pokoju, a widok jaki tam zobaczył wywołał na jego twarzy szeroki uśmiech.
- Jak dla mnie możesz iść w takim stroju - rzekł, w tej samej chwili rzucając na pomieszczenie zaklęcie zabezpieczające.
Lupin zmarszczyła brwi, posyłając mu drwiące spojrzenie.
- Naprawdę chcesz, żeby cała rodzina Weasley i Delacour widziała goły tyłek twojej dziewczyny? - spytała i nim zdążyła ugryźć się w język, słowa te opuściły jej usta. Początkowo George nawet się nie zorientował na tę frazę. Dopiero po chwili jej sens dotarł do jego lewego ucha i pobudził szare komórki.
- Przecież masz majtki - zauważył, robiąc wzrok tak niewinny, że nawet Suzanne uznała go za uroczy. "Idiotka", walnęła się mentalnie.
Rudzielec powoli ruszył od drzwi i usiadł na łóżku dziewczyny. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Widok, jaki miał przed sobą, absolutnie mu wystarczał. "Moja dziewczyna" - kołatało mu w głowie i napełniało jego serce ciepłem.
Suzanne odwróciła się do niego tyłem i narzuciła na siebie wcześniej przygotowaną sukienkę. Miała prosty krój, wąską górę i rozkloszowany dół do połowy uda. Czerwony kolor dodawał jej drapieżności: wreszcie miała na sobie coś w odcieniach prawdziwej Gryfonki.
- Wyglądasz pięknie - Usłyszała głos George'a, którego głodne spojrzenie lustrowało jej całą sylwetkę.
- Oczy mam wyżej - parsknęła, podchodząc bliżej. Rudzielec jedynie złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, przez co Lupin znalazła się na jego kolanach.
- Nienawidzę stereotypów - mruknął, całując delikatnie jej szyję. - Ale to prawda, że dziewczyna najseksowniej wygląda w bieliźnie i szpilkach. - Przygryzł płatek jej ucha, wywołując na jej ciele dreszcze.
- George - jęknęła cicho, zrzucając z siebie sukienkę jednym ruchem.
- Tak, kocie? - rzucił, sięgając dłońmi do jej ud. Muskał je delikatnie palcami, wywołując na skórze Lupin przyjemne ciarki.
- Nie mów tak na mnie - warknęła, chcąc brzmieć groźnie.
Nagle George przewrócił ją na plecy i zdejmując koszulę wraz z marynarką, przycisnął ją do łóżka swoim ciałem.
- Jak, kocie? - Zjechał pocałunkami na jej dekolt.
- Właśnie tak! - szepnęła, przygryzając wargę i instynktownie rozszerzając nogi.
- Kocham cię - mruknął w jej szyję, sięgając dłonią na jej kobiecość i doświadczając, jak bardzo gorąca była.
Suzanne wzięła głęboki wdech.
- Powtórz! - rozkazała.
- Co, kocie? - drążył z uśmiechem, wracając pocałunkami na jej szyję.
- Proszę, powtórz - mruknęła niemal błagalnie, poruszając biodrami i rozchylając wargami.
- W takiej sytuacji każdy ci to powie - George wpił się w jej wargi, podgryzając je.
- To powiedz to ty, George. - przerwała pocałunek, podnosząc się na przedramionach.
George leżał między jej nogami, z jedną dłonią pod jej sukienką, a gorącym oddechem muskał jej szyję.
- Idealne warunki na wyznania, tak? - parsknął, liżąc jej dolną wargę. Poruszył palcami na jej kobiecości, odkrywając ją spod ich materiału.
- Kocham cię - wyznała Suzanne, czując jak jej gardło wiąże się w supeł. - Chcę to usłyszeć jeszcze raz, George. Kochasz mnie?
W oczach Lupin zaszkliło się pożądanie i nadzieja. Oblizała suche wargi, czując jak zaczyna boleć ją ciało od oczekiwania.
- Kocham cię najmocniej na świecie od pierwszej pierdolonej chwili, gdy zobaczyłem cię w Hogwart Express - powiedział, zachłannie rzucając na jej usta i całując je mocno i tęsknie. Jego obie dłonie opuściły biodra dziewczyny i znalazły się na jego biodrach. Zsunął z siebie spodnie i bokserki i otarł się męskością o jej wejście.
- Kocie - mruknął seksownym głosem, na co Suzanne instynktownie uniosła biodra w górę. Odsuwając delikatny materiał koronkowych fig, George znalazł się w dziewczynie i splótł razem ich wygłodniałe siebie ciała.
...
Kiedy skończyli, w pośpiechu zbierali swoje rzeczy porozrzucane po pokoju. Oboje byli zdyszani, spoceni i kurewsko szczęśliwi.
- Kurwa, półgodziny przed ślubem własnego brata - jęknął George, obejmując Suzanne ostatni raz w talii i całując ją w czoło.
- Kurwa, ciesz się, że masz magię, bo nigdy byśmy się nie zebrali. - Dziewczyna za pomocą kilku zaklęć zlikwidowała rumieńce po spełnieniu, poprawiła makijaż, ułożyła włosy i wyprasowała sukienkę.
- Ale muchy to ty nie potrafisz wiązać, panie Weasley. - zadrwiła, chwytając materiał w drżące palce.
- Trzęsiesz się - zauważył z dumą George.
- Z podniecenia, jakbyś się nie domyślał.
- A jeszcze jakieś czterdzieści minut temu śmiałem się z Ginny, gdy wiązała Potterowi muchę. To nie takie proste!
- Poskarż się panu młodemu, który wybierał stroje świadków. No, skończone. Chodźmy już, bo naprawdę się spóźnimy.
W pośpiechu opuścili pokój. Ku ich trwodze Nora była pusta, co oznaczało, że już wszyscy goście zebrali się w namiocie koło domu.
- Szpilki są seksowne, ale bieganie w nich to jakiś dramat - skarcił Suzanne George i szybkim ruchem złapał ją w objęcia. Mając dziewczynę w objęciach biegł co tchu na łąkę, aby chociaż nie przegapić przysięgi.
- George, cóż to za nietypowe okoliczności - Fred stał przed namiotem, paląc papierosa. Na widok przyjaciół momentalnie się rozchmurzył. George z zakłopotaniem postawił Suzanne na ziemi.
- Zostawić was na godzinę. - ciągnął Fred. - Rozumiem, że następny ślub w naszej rodzinie będziemy organizować wam?
- Bardzo śmieszne - mruknął George.
- Jeśli byłbyś tak miły i rozesłał zaproszenia - zażartowała Lupin, co wywołało na twarzy obydwu bliźniaków zaskoczenie.
George złapał ją za rękę.
- Może wejdziemy do środka? - zaproponował.
Zmarszczyła brwi.
- Fred, idziesz z nami? - spytała, na co rudzielec momentalnie pokręcił głową.
George pociągnął Suzanne do namiotu. Wmieszali się w tłum nieznanych nikomu ciotek i po jakimś czasie udało im się znaleźć przy miejscach im przeznaczonych. Siedzącymi przy nich był m.in. Fred, który palił przed wejściem. Suzanne teraz zrozumiała dlaczego. Naprzeciw niego usadzono Angelinę, która prezentowała się wprost nieziemsko.
- Ślicznie wyglądasz - powiedziała niemo Suz, na co Angelina opowiedziała to samo. Nim ceremonia dobiegła końca, dziewczyny zdążyły znaleźć się obok siebie i omówić całe wieki ich wspólnej rozłąki. Pierwsze piosenki zaczęły być wygrywane przez orkiestrę i większość gości podrygiwała na parkiecie.
- Ale jak to stracił ucho? - pytała zdziwiona Angelina, patrząc na George'a, rozmawiającego z jakimś poważnym facetem. Na pewno był z rodziny Fleur.
- Taka branża. Ale mogło się skończyć o wiele gorzej, poza tym on jakoś specjalnie nie narzeka. Vincent nawet proponował mu, że może mu je przywrócić, ale on nie chce. - Wzruszyła ramionami.
- Suzanne, on tutaj idzie. - Angelina uderzyła Suzanne w bok, po czym wyszczerzyła się do George'a z miną niewiniątka.
- Angelina, wszystko w porządku? - George zmarszczył czoło na jej dziwne zachowanie, po czym zwrócił wzrok na Lupin. - Mogę prosić? - Jego oddech podrażnił czułą skórę szyi dziewczyny.
- Teraz? - zdziwiła się. - Wszyscy się będą patrzeć!
- Od kiedy obchodzą nas inni, kocie. - Mrugnął do niej, po czym pocałował ją w kącik ust.
Angelina jeszcze szerzej wytrzeszczyła oczy.
- Suzanne - rzekła z pretensją. - Zagadujesz mnie jakimś Voldemortem, wojną, uchem George'a! A nie mówisz, że jesteście razem? - Podniosła się z krzesła.
- George, chodź zatańczyć! - Suzanne zerwała się z krzesła i pociągnęła rudzielca wgłąb parkietu.
- Suz!
- Pogadaj z Fredem! - Usłyszała jedynie w odpowiedzi, ponieważ Lupin już wywijała z Georgem na parkiecie.
Nie mając innego wyjścia, Johnson faktycznie zastosowała się do tej rady. Kierując się wskazówkami ludzi, którzy go widzieli, w końcu wydostała się z namiotu, widząc Freda wgapiającego się w przestrzeń przed sobą.
- Cześć, Fred - przywitała się przyjacielsko, na co Fred zmierzył ją ostrym spojrzeniem.
- Fajna sukienka - mruknął, sięgając do kieszeni po kolejnego papierosa. Nie znalazł w niej nic. Westchnął ciężko, będąc skazanym na towarzystwo czarnoskórej. - Co u ciebie?
- Po tym jak mnie rzuciłeś w zeszłym roku dla tamtej blondyny - parsknęła Angelina. - Dobrze. Mam papiery na uzdrowiciela i stały etat w szpitalu.
- Gratuluję. Ja natomiast bankrutuję.
- Twój brat nie narzeka.
- Bo jest szczęśliwie zakochany - wytknął jej.
- On też na początku nie potrafił wybrać tej właściwej.
- Sugerujesz coś? - Fred podniósł na nią zbolały wzrok.
- Chodź zatańczyć. - Ucięła, pociągając go za sobą na parkiet.
...
Zabawa trwała w najlepsze, a wśród gości pojawiało się coraz większe stężenie alkoholu we krwi. Wszyscy śpiewali i tańczyli, plotkowali o życiu i choć na chwilę zapominali o bolesnej codzienności wojny. Oto dzisiaj mamy ślub, symbol nowego życia i odnowy. Zło jednak w takich momentach szczególnie nie daje o sobie zapomnieć. Ogólną biesiadę przerwało pojawienie się patronusa Kingsleya. Wszyscy goście patrzyli na niego z niepokojem.
- MINISTERSTWO UPADŁO! - zawierał komunikat, który wprawił wszystkich w osłupienie. Nim Angelina i Fred zdążyli pokłócić się na dobre, byli zmuszeni szukać Suzanne i George'a i czym prędzej się stamtąd teleportować.
- Fred! - wrzasnął George, widząc brata w zasięgu swojego wzroku. Ludzie z obydwu części familii przepychali się między sobą, teleportując się z tego tabunu od czasu do czasu.
- Gdzie Lupin?
- Straciłem ją na chwilę z oczu. Nie mam pojęcia - W oczach rudzielca zabrzmiała rezygnacja. Dookoła znajdowało się dziesiątki obcych twarzy, z których nie sposób było wyłonić tę jedną.
- Nie mamy teraz na to czasu - przerwała Angelina, odzyskując rozsądek i łapiąc obu bliźniaków pod ręce. Aportowali się do Magicznych dowcipów, zostawiając przerażony tłum za sobą.
- Angelina! - krzyknął rozeźlony George.
- Suzanne sobie poradzi! - przerwała mu. - A my nie mogliśmy tam zostać. Każda chwila zwłoki tam groziła tragedią.
- Mogliśmy pomóc w ewakuacji ludzi!
- W niczym byśmy nie pomogli! Tam zadziałała panika. Najlepsze, co mogliśmy zrobić, to zniknąć. Dumbledore prędzej czy później da znać, co dalej należy robić.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz