Myrmidon usiadł na kolorowym fotelu w salonie, gdzie jeszcze parę sekund wcześniej siedziała Suzanne. Uśmiechał się krzywo do samego siebie, wpatrując się w swoje odbicie w filiżance, którego nie było widać.
Czekał, aż goście jego wybawiciela z rąk brzydkiego ogra wyjdą, a on będzie mógł dać mu niezłą reprymendę. Taka szansa zrodziła się, kiedy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, a następnie szybkie kroki na schodach.
- Jay, zamorduję cię - syknął chłopak, a raczej jego głos, bo ciało rudzielca mijało właśnie pierwsze piętro; wysnuł mieszaniec przez słabą słyszalność głosu.
I chociaż słowa były niewyraźne, ton, z jakim zostały powiedziane, zdradzał ich intencje.
Mężczyzna chwycił za ledwo ruszoną kawę Suzanne i pociągnął z niej spory łyk jeszcze ciepłego naparu. Na myśl przyszła mu nostalgiczna myśl, że jako nastolatek miał kategoryczny zakaz spożywania ludzkich wynalazków. Całe szczęście jego matka już nie żyła, a on mógł ładować w siebie całe sterty mugolskiego, wysoce zmodyfikowanego żarcia!
Uśmiechnął się, kiedy w progu salonu ujrzał rozwścieczoną sylwetkę Weasleya. Pojawiła się w jego głowie nawet bardzo satysfakcjonująca myśl, że zapewne lewitująca filiżanka wygląda teraz obłędnie. Przywołując się do porządku, odstawił ją na stolik i zrzucił z siebie czar niewidzialności.
- Jak wnioski po wizycie przyjacioł? - spytał ostro przesłodzonym tonem, wyginając wargi w kaczy dziób.
George prychnął na to wstrętne określenie i padł obok na kanapę, materializując w swojej dłoni butelkę wina z pokoju obok.
- Nawet ty nie jesteś po mojej stronie - warknął, otwierając alkohol i wyrzucając korek w eter schludnego salonu.
- Tego nie było w naszej umowie - dogryzł mu złośliwie Jay, wykrzywiając usta w półuśmiechu. George, cały czas nie spuszczając z niego wzroku, pociągnął solidnego łyka z ciemnozielonej butelki.
- Kretyn! - rzekł Myrmidon, podnosząc się z fotela i wyrywając George'owi wino z rąk. - A do tego zakochany! Wiesz ilu ludzi wpadło w alkoholizm przez takie użalanie się mad sobą?
- Alkoholizm - powtórzył George z drwiną, puszczając mimo uszu wyzwisko o zakochanym kretynie. - Jak raz na jakiś czas napiję się wina, nie stanę się od razu uzależniony. - Skrzyżował ręce na piersi.
- Nie? - podchwycił Myrmidon. - Bo co? Bo ta choroba jest tylko domeną mugoli? O nie, nie, nie, chłopcze. Jeśli tak myślisz, jesteś jeszcze bardziej naiwny niż myślałem! - fuknął.
- Nie zachowuj się jak moja matka.
- Przynajmniej to znak, że jest ona rozsądną kobietą. - Na te słowa przez głowę chłopaka przebiegły wszystkie chwile z jego życia, kiedy poczciwa Moly Weasley zachowała się w sposób, jaki leżał daleko od miana 'rozsądna kobieta'. Uśmiechnął się w duchu.
- Mniejesza - uciął George, a Jay zmarszczył srogo brwi. Spojrzał na butelkę, a następnie przetransmutował ją w tabliczkę czekolady i podał ją chłopakowi. - Masz, jako grubas przynajmniej znajdziesz jakiś sensowny powód, dla którego Suzanne nie miałaby zostać twoją dziewczyną.
- Co ty pieprzysz? - warknął rudzielec, urywając sobie rządek słodkiej łakoci.
- To czego ty nie chcesz usłyszeć, mój drogi. Zdaję sobie sprawę z tego, że to powoli staje się nudne, ale... - Zamyślił się na chwilę. - To jak z nią postępujesz wygląda gorzej niż w twoich opowieściach.
- Jak mam być dla niej miły, kiedy ty bawisz się w ducha!? - wybuchł George, podnosząc się z kanapy i rzucając na nią czekoladę, krusząc ją. - Nie masz pojęcia, co by się stało, gdyby dowiedziała się, że cię tutaj przetrzymuję!
CZYTASZ
Suzanne Rose Lupin
Fanfiction"- Prefekt, jesteś prefektem? - odparłam kpiąco - Nie wiedziałam, że za bycie Idiotą jest tak wysokie stanowisko!" - Od tych niepozornych słów w moim życiu rozpoczął się ten cały bajzel...