Rozdział 89

1.4K 84 17
                                    


...

Przekraczając próg Wielkiej Sali, musiałam na dobre pozbyć się wrażenia, że nikt nie zwraca na mnie uwagi. Niestety było zupełnie odwrotnie. Czułam na swoim rozdygotanym ze stremowania ciele liczne pary oczu wszystkich starszych uczniów Hogwartu. Niektóre spoglądały na mnie z ciekawością, z kolei inne nieprzychylnie − z resztą jak zwykle. Nieliczne nie chciały zwracać na mnie uwagi, a pierwszo i drugoroczniacy wcale nie zareagowali na moje przybycie. Nie znali mnie, więc skąd mieli się dziwić moją nagłą obecnością?

Miałam wrażenie, że stałam się tematem wszystkich rozmów prowadzonych w tym pomieszczeniu. Było to dość nieskromne z mojej strony, ale naprawdę nie mogłam pozbyć się tego uczucia. Wpatrzone we mnie oczy mi tego wcale nie ułatwiały.

Usiedliśmy na końcu stołu gryfonów, w sposób, że od drzwi dzieliło nas zaledwie kilka metrów. Mogliśmy w każdej chwili niepostrzeżenie wyjść z sali i nie słuchać już przemówienia Dumbledore'a. Uśmiechnęłam się do siebie pośpiesznie, jeszcze mocniej naciągając rękawy swetra na dłonie. Tylko peleryna była częścią mundurka, czarne spodnie, trampki i zielony sweter nawet nie próbowały imitować pozostałego uniformu.

Black chyba jednak miał rację. Moje podejście do świata stawało się z każdą chwilą coraz bardziej niechętne i negatywne. Nie obchodził mnie mój brak mundurka, bardziej bliźniacy robili z tego problem, bo malachitowy pulower upodabniał mnie bardziej do Slytherinu niż do nich. Ślizgoni w sumie nie byli tacy najgorsi...

− Co tutaj robisz? − Z zamyślenia wyrwał mnie pretensjonalny głos Bell, którego właścicielka stała na przeciwko mnie, gdzie akurat nikogo nie było.

− Siedzę − Zdobyłam się na najbardziej sztampową odpowiedź pod słońcem, lecz na moją "rozmówczynię" nie zamierzałam zużywać energii swoich szarych komórek.

− Co się stało, że nagle znów pojawiłaś się w szkole? − kontynuowała, jakby nie słysząc mojej wypowiedzi. Kiedy uniosłam na nią wzrok, dostrzegłam jej lekko piegowatą twarz okalaną przez długie brązowe włosy. Miała ładny typ urody, przez co przełknęłam ze zdenerwowania ślinę. Na szczęście była niższa ode mnie, bo kiedy stanął obok niej George, była od niego niższa o dwie głowy. − Brat wilkołak nie stanowił już wystarczającej wymówki do opuszczenia szkoły? − fuknęła, a jej dłonie zaczęły opierać się o ładnie zaokrąglone biodra.

Przyuważyłam, że ręka George'a, która chciała złapać ją w talii i przyciągnąć do siebie, nagle się zatrzymała i złożyła się w pięść. Przeniosłam wzrok na twarz rudzielca, gdzie malowała się irytacja.

− Ej, Kat − mruknął do niej oschłym tonem. − Wydaje mi się, że czeka na ciebie Spinnet i Em. − Wskazał na przyjaciółki szatynki.

− A ty nie usiądziesz z nami? − Zatrzepotała uroczo rzęsami, całkowicie zmieniając brzmienie swojego głosu. Teraz był serdeczny i pełen nadziei.

− Nie tym razem. − Pokręcił pewnie głową, a kiedy Bell zmrużyła lekko brwi, chwycił ją mało delikatnie za nadgarstek i zaprowadził do jej znajomych. Po chwili wrócił i zajął miejsce na przeciwko mnie.

Szczerze mówiąc, nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Właśnie byłam świadkiem sytuacji, że George nareszcie nie stanął po stronie Bell, a opowiedział się... za mną. Do tej pory nie zwracał uwagi na jej przemądrzały głos, a dzisiaj.

− Przepraszam za Kat − mruknął, przez co zwróciłam na niego uwagę. W jego brązowych oczach widziałam skruchę, a jego spojrzenie było wręcz hipnotyzujące, przez co poczułam dreszcz, rozchodzący się wzdłuż mojego kręgosłupa. Chłopak zabawnie marszczył brwi, kiedy było mu przykro.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz