Rozdział 97

1.2K 83 20
                                    


...

Podążając po szkolnych korytarzach skąpanych w świetle popołudniowego słońca z trudem udawało się przechodniom zachowywać powagę. Po jakimś czasie już nikt jednak nie chciał podtrzymywać tej iluzji i na widok kolejnego plakatu z Dolores Umbridge wybuchali gromkim śmiechem, z ciekawością zastanawiając się, czy afisz za rogiem będzie jeszcze lepszy od tego.

Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy po raz kolejny twarz Umbridge ukazała się na korytarzu. Kobieta miała wałki we włosach, ogórki na twarzy, a pod nią znajdował się napis: "Niektórym złość zaszkodziła aż za bardzo". Nie miałam zamiaru zgadywać, kto był pomysłodawcą tego żartu.

Mugolskie wykończenia tej kampanii reklamowej wskazywały mi jednoznacznie pewnego ślizgona o buntowniczych predyspozycjach. A kiedy zobaczyłam go w towarzystwie bliźniaków naklejających kolejną kartkę na ścianę, byłam już pewna, że to on wykazał wiele inicjatywy dla tego pomysłu.

- Wiecie, że to oznacza wojnę - mruknęłam, podchodząc do nich i uśmiechając się na widok podpisu kolejnego zdjęcia kobiety: "Lubię różowy kolor, ale przebieranie się za prosiaka to chyba już lekka przesada".

- Jesteśmy na nią gotowi - odparł George, posyłając mi promienny uśmiech. Od kilku dni zachowywał się normalnie wobec mnie. To znaczy tak, jak we wcześniejszych latach. Z jednej strony czułam ulgę, ale z drugiej odczuwałam jakąś dziwną pustkę: jakby kłótnie z nim były pewnego rodzaju zaspokojeniem czegoś. - Jak myślisz, ostro się wnerwi? - Wskazał głową na plakat.

- Sądzę, że jeżeli dowie się, że to wy, to nie macie życia w tej szkole. - Na moje słowa Vincent prychnął lekko.

- A ona w Ministerstwie - mruknął z zadowoleniem. - Mój ojciec przekazał mi wczoraj wiadomość, że Knot i Umbridge mają ze sobą na pieńku od ostatniego spotkania ministrów w zeszłym tygodniu. Ciekawe co też tam się mogło stać? - Zaśmiał się zwycięsko, a w jego oczach pojawiły się diabelskie cienie.

Przełknęłam ślinę.

- Prowokujecie ją - stwierdziłam, przygryzając wargę. - Jeżeli jest wnerwiona, jak mówisz, to gdy zobaczy te plakaty... współczuję osobie, która będzie wtedy blisko niej. - Zlustrowała chłopaków wyraźnie wzrokiem. Byli spokojni. Nawet za bardzo, jakby nie zrobili właśnie nic godnego nagany. - Pozbyliście się wszystkich dowodów? - Skinęłam głową na plakat z wściekłą podobizną Umbridge.

- Suzanne, czy ty masz nas za nowicjuszy - prychnął Fred, niby to z oburzeniem. - Ta kobieta prędzej posądzi siebie niż nas. Nie ma na nas nic.

Zerknęłam na afisz.

- Unieruchomione - stwierdził George, jakby czytając mi w myślach. - Nie zdejmiesz czarami, żebyś nie wiem jak się postarał.

- Dumbledore nie da rady? - Uniosłam wyzywająco brew.

- Dumbledore podrzucił nam ten pomysł - wyjaśnił, na co instynktownie zaśmiałam się kpiąco. Jakby śmiech miał zapewnić mi jakąś obronę. - Oczywiście nie dosłownie, ale to jemu to zawdzięczamy.

- Jasne - potaknęłam, przypominając sobie, dlaczego w ogóle znalazłam się tutaj z nimi. - W właśnie, za chwilę mamy spotkanie GD - przypomniałam, na co bliźniacy zesztywnieli, spoglądając z przekąsem na Vincenta.

Ten tylko uśmiechnął się w sowim stylu, pokazując swoje wystające kły.

- Spokojnie, nie wygadam - zarzekł się poważnie, co chyba ich nie przekonało. - Obiecuję, poza tym: odrobinę zaufania - dodał ślizgon, a na jego twarzy pojawiła się powaga. - Przecież nie polecę z tym do Umbridge, tak powalony nie jestem.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz