Rozdział 22

1.9K 107 17
                                    


Coroczne nadejście szkoły zawsze wiązało się z tym, że na przełomie drugiego i trzeciego tygodnia września pogoda lubiła się psuć i niszczyć starannie układane plany, dotyczące spędzania czasu na dworze. Z racji takiej, że w tym roku jesień, na szczęście, miała inne plany, wyszliśmy na błonia szkolne i staraliśmy się w pełni nacieszyć słońcem, które niestety ogrzewało nas coraz słabiej.Zajęci swoim przecudownym towarzystwem, rozmawialiśmy o rzeczach niezwykle zajmujących, takich jak: ostatni artykuł w Proroku Codziennym, dotyczący włamania do Gringotta, kto z nas odrobi za wszystkich pracę domową na eliksiry, czy o naszych nowych przedmiotach szkolnych.

Moja sielanka została jednakże bardzo szybko przerwana przez wysokiego kapitana naszej gryfońskiej drużyny, w którego oczach tliła się zawziętość, występująca w nich głównie wtedy, gdy była mowa o Quidditchu.

- Nie było mowy o żadnym treningu dzisiaj, Oliver - rzuciłam, mając złudną nadzieję, że to właśnie oto chodziło chłopakowi. Ten posłał mi jedynie kpiący uśmiech i wystawił rękę w moją stronę, pomagając mi tym samym wstać.

- Nie będzie dziś żadnego treningu - powiedział w końcu, gdy na dobre stałam o własnych siłach. - Przynajmniej nie dla was - tutaj zwrócił się do Freda i Georga, którzy patrzyli na to wszystko z niemałym zainteresowaniem. - Ale ciebie Suzanne niestety muszę porwać na trochę czasu, gdyż trzeba przesłuchać naszego nowego szukającego! - zawołał z entuzjazmem.

- Znalazłeś kogoś? - spytałam z wyraźną ulgą, ponieważ nie uśmiechało mi się samodzielne poszukiwanie utalentowanego zawodnika.

- Powiedzmy, że... z drobną pomocą profesor McGonagall - wyjaśnił, a bliźniacy wytrzeszczyli oczy na to stwierdzenie.

- Kto to? - wydali z siebie, jednak Wood zbył ich jedynie machnięciem ręki.

- Na razie to jeszcze niepotwierdzona informacja - kontynuował Oliver. - Ale powinniśmy już iść. - Spojrzał na zegarek.

- Już się nie mogę doczekać - odparłam z uśmiechem i ruszyłam za chłopakiem.

- Suzanne, jakby co, ostrzeż tego nowego przed miotłami! - wydarł się za mną George. - Są fatalne, a lepiej, żeby nie doświadczył tego na własnej skórze!

...

- Po co właściwie jest tutaj potrzebna moja obecność? - spytałam w końcu, gdy znajdowaliśmy się blisko boiska, a tego tajemniczego ucznia jeszcze nie było widać.

- Ponieważ, jakby to ładnie powiedzieć... jest on dosyć nieogarnięty w tym sporcie.

- I taka osoba ma niby zostać szukającym? - zakpiłam. - Przecież tam liczy się precyzja... szybkość. Trzeba być ogarniętym!

- Nie! - Oliver zaprzeczył momentalnie. - On posiada te wszystkie cechy... chyba - dodał już ciszej, a ja skrzywiłam się nieznacznie. - Nie radzi sobie z zasadami, ale jeżeli wszystko zostanie mu wytłumaczone to...

- Raczej nie zbłaźni się przed całą szkołą. A przy okazji i nas. - wtrąciłam ze śmiechem.

- Mniej więcej - przytaknął i w tej samej chwili jego wzrok utkwił w jakimś punkcie za mną. Odwróciłam się szybko w tamtą stronę, a wtedy w oczy rzuciła mi się drobna sylwetka Harry'ego Pottera, latającego z niesamowitą szybkością nad boiskiem.

- Pierwszoklasista w drużynie... tego jeszcze nie było - rzekł Wood, biorąc głęboki wdech powietrza. Zapewne już wyobrażał sobie, jak odbiera Puchar Quidditcha.

"Jeden z wujków, którzy uczyli mnie grać" - przed oczami pojawił się zamazany obraz. - "A teraz w moim kierunku zmierza syn jednego z nich... Jamesa Pottera!".

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz