...
Po wygranym meczu przez Irlandię, wokół boiska, gdzie zgromadzili się czarodzieje, rozbrzmiewały radosne, śpiewające głosy oraz wybuchy fajerwerków. W tym tłumie rozemocjonowanych dusz szli dwaj wysocy rudzielce i krzyczeli: Wygraliśmy, wygraliśmy pieniądze u Bagmana!
Radość spowijała te tereny jeszcze przez dłuższą część wieczora. Ten czas wystarczył, aby wszyscy Weasleye i osoby im towarzyszące dotarli do własnego namiotu na obrzeżach obozowiska. Każdy z nich wspominał z zapałem akcje, jakie rozegrały się na tym meczu oraz z zachwytem opowiadał o osobach, które spotkał dzisiejszego wieczoru.
Ta beztroska była zbyt spokojna. Na mistrzostwach pojawiło się zbyt wielu czarodziei. Ministerstwo zbyt mało przyłożyło się do ochrony tego wydarzenia. Musiały wystąpić zamieszki.
W pewnym momencie z jednego z namiotów wyszła wysoka postać w czarnym płaszczu, którego kaptur był mocno nasunięty na jej głowę. To i tak było niepotrzebne, gdyż na jej twarzy znajdowała się złota, wstrętna maska ujawniająca przynależność do śmierciożerców.
Nad pobliskim lasem pojawił się zielony błysk. Smuga szmaragdowego światła utworzyła osobliwy znak, który po chwili był rozpoznany przez wszystkich. Na niebie ukształtowała się oślizgła czaszka, z której ust wydobywał się wąż. Mroczny Znak był symbolem Voldemorta.
- Co tam się dzieje? - warknął Bill Weasley, wychodząc z namiotu.
Gdy tylko znalazł się na dworze, ujrzał nad lasem symbol Czarnego Pana, a wokół siebie terror.
Śmierciożerców pojawiło się więcej. Rzucali w napotykanych ludzi urokami, które powalały przeciwników na murawę. Nie były to jednak zaklęcia niewybaczalne.
Jeszcze nie teraz! - myśleli niektórzy zwolennicy Voldemorta. - Niech w ich sercach pojawi się strach przed nadchodzącymi czasami.
Artur także wyszedł z namiotu, gdzie zastał ten sam widok, co jego najstarszy syn przed chwilą. Instynktownie wyciągnął różdżkę. Wymienił jeden list z Remusem Lupinem - wiedział, że są to śmierciożercy.
- Bill, weź dzieciaki i uciekajcie w kierunku lasu! - rozkazał, nie wiedząc, że to stamtąd wyłonił się Mroczny Znak. - Tam jest Świstoklik! Zabierze was stąd!
Rudy mężczyzna jedynie skinął głową. Artur pobiegł w kierunku pojedynkujących się ludzi, a Bill po chwili zniknął za wejściem do namiotu i zaczął popędzać towarzystwo do ucieczki.
- Co się dzieje? - rzucił George, podnosząc prawą brew.
- Musimy uciekać! - warknął jego brat, łapiąc Charlie'ego za ramię. - Fred, George! Bierzcie Ginny i uciekajcie z nią do lasu nieopodal! Potem się znajdziemy!
Rozkazał, podążając wraz z bratem za ojcem. Bliźniacy wymienili między sobą spojrzenia.
- Szybciej, Ginny! - skarcił ją Fred, a nie mogąc doczekać się reakcji, wziął ją wraz z bratem za ramię i pociągnął we właściwymi kierunku.
- A co z Harrym? Hermioną, Maureen, Ronem? - warknęła dziewczyna, wyrywając się z ich objęć.
- Słyszałaś Billa, tak! - odparł George, ponownie łapiąc ją za rękę. - Musimy się stąd wydostać!
Ginny niechętnie skierowała się za braćmi. Gdy znaleźli się w lesie, bliźniacy złapali za niedaleki Świstoklik i przenieśli się w bezpieczniejsze miejsce.
- Ile będziemy tutaj siedzieć? - rzuciła ruda z irytacją.
- Tyle ile będzie potrzeba - odparł George, zaciskając zęby.
CZYTASZ
Suzanne Rose Lupin
Fanfiction"- Prefekt, jesteś prefektem? - odparłam kpiąco - Nie wiedziałam, że za bycie Idiotą jest tak wysokie stanowisko!" - Od tych niepozornych słów w moim życiu rozpoczął się ten cały bajzel...