Pierwsza rzecz, jaką przyszło mi odczuć po przebudzeniu, był niesmak. I nie był to bynajmniej skutek jedzenia czekolady o pierwszej w nocy wraz z Angeliną. Od samego otwarcia oczu brzydziła mnie otaczająca mnie wokół atmosfera święta serc i dzieci w pieluchach.
Tak, walentynki. 14 luty, który każdego roku przysparzał mi to samo rozczarowanie. Rozczarowanie w postaci nadmiernego afiszowania tego całego różowego szajsu! Te wszystkie dziewczyny wzdychające do chłopaków wcale ich niezauważających. Lub odwrotnie. Te wszystkie próby na umówienie się na randkę itp. Jakby nie było innych dni w roku, a czternasty dzień drugiego miesiąca był ostatnią deską ratunku oddzielającą nas od zostania wiecznym singlem! Byłam tamtymi czasy realistą, więc szczerze nie podobała mi się perspektywa takiego spędzenia dnia.
Powoli podniosłam się na łokciach i usiadłam na łóżku. Poprzeciągałam się kilka razy, a gdy spostrzegłam, że Pokrzywa na materacu obok robi to samo, od razu z tego zrezygnowałam. Nie chciałam mieć z tym sierściuchem nic wspólnego!
Wstałam, czemu towarzyszyło ciche skrzypnięcie podłogi, a następnie poszłam do łazienki i przemyłam twarz lodowatą wodą. Wzdrygnęłam się przez chwilę na tak zimną temperaturę, więc momentalnie zmieniłam strumień ruchem dłoni. Teraz było o niebo lepiej.
Nałożyłam na siebie czarne spodnie i wełniany, luźny sweter w tym samym kolorze w ramach manifestacji dla tego dnia. Już miałam opuścić pokój i obudzić bliźniaków, którzy zapewne wymyślili szkielet jakiegoś cudownego dowcipu na zakochańcach, gdy Angelina przewróciła się na drugi bok i skierowała na mnie swoje krytyczne spojrzenie. Jej srogie, ciemne oczy przyprawiły mnie o dreszcze.
- Jak leci? - spytałam złudnie, mając nadzieję, że dziewczyna nie zakoduje sytuacji.
- Suzanne? Czemu jesteś już ubrana... - Dramatyczna pauza. - No przecież! - Wyskoczyła zgrabnie z łóżka, tym samym zwalając kota na podłogę, co dało mi chwilowo ogromną satysfakcję. - Wiedziałam, że będziesz chciała się wymigać! Ale nie ze mną te numery! Nie dam się wkręcić, jak w tamtym roku.
Przez chwilę przed oczami stanął mi mój zeszłoroczny plan na nieobchodzenie walentynek. Wraz z bliźniakami zakradłam się do kuchni i mieliśmy zamiar przesiedzieć tam calutki dzień. Niestety Jordan nas zdradził.
- W tamtym roku? - powtórzyłam. - To miał być tylko sposób na... zdobycie informacji od skrzatów, kto kogo zaprasza na...
- Oczywiście! Nawet nie sil się na wytłumaczenia. Postaraj się tylko cieszyć tym wyjątkowym dniem!
- Nawdychałaś się eliksiru miłości? Nigdy tak nie mówiłaś! - wzdrygnęłam się.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - odparła dziewczyna i wyjrzała przez drzwi do pokoju. Po chwili znów pojawiła się obok mnie, a w dłoniach dzierżyła mały stosik różowo-obleśnych kopert przyozdobionych w serduszka i inne bobasy.
- Ile listów... miłosnych! - wydałam z siebie.
- Tak, tak - mruknęła pod nosem z zawzięciem przerzucając kolejne paczki. Gdy ostatnia z nich wylądowała na podłodze, Angelina zrobiła kapryśną minę.
- Coś się stało? - rzuciłam prześmiewczo.
- Jordan do mnie nie napisał.
...
Angelina dziobała widelcem swój stosik naleśników z dżemem, a jej zły humor i tak nie odwracał mojej uwagi od kiczowatego wystroju wielkiej sali, który aż szczypał w oczy. Całe pomieszczenie tonęło w różach i fioletach. Wszędzie roiło się od rysunków bobasów, od balonów napełnionych helem i kolorowych serpentyn. A za to całe okropieństwo odpowiedzialny był Lockhart, za co przeklinałam go niezmiernie.
CZYTASZ
Suzanne Rose Lupin
Fanfiction"- Prefekt, jesteś prefektem? - odparłam kpiąco - Nie wiedziałam, że za bycie Idiotą jest tak wysokie stanowisko!" - Od tych niepozornych słów w moim życiu rozpoczął się ten cały bajzel...