Rozdział 109

1K 65 4
                                    


Maureen złapała Jordana za dłoń i pociągnęła go za sobą, przepychając się tym samym przez tłum mugoli, których rozgoryczone wyrazy twarzy wskazywały na to, że czekali na wejście do klubu już od kilku godzin.

- Nie pchaj się, paniusiu! - warknął jakiś łysy trzydziestolatek z tribalem na prawym bicepsie. - Kto to widział, aby gówniara miała wolny wstęp do takiego klubu?!

- Jakbyś obciągnął właścicielowi i miał tak ładną buźkę jak ja, to dostałbyś jeszcze karnet na drinki - odpyskowała dziewczyna, w tym samym momencie mijając drzwi wejściowe.

Na słowa Maureen Lee zacisnął mocniej palce wokół jej kruchego nadgarstka.

- Store, czy ty się dobrze czujesz? - mruknął przezornie, tańcząc w duchu ze szczęścia i ciesząc się jak debil.

- Mam kurewsko dobry humor, Jordan - odparła, przeczesujac wolną dłonią długie włosy i tworząc na nich tym samym jeszcze większy rozgardiasz. - Ale dzięki, że pytasz - Uśmiechnęła się szeroko, obdarzając go chwilowym spojrzeniem jej zimnych stalowych oczu. Chłopaka przeszedł dreszcz podniecenia.

Ta dziewczyna wywoływala w nim coraz to różniejsze emocje. W zasadzie nie mogł już w niej doszukać się tej bezbronnej dziewczynki z pierwszej klasy, gdy nieśmiało weszła do ich przedziału. Teraz znajdowała się przed nim seksowna, inteligentna dziewczyna, której jedno spojrzenie zimnych oczu powalało na łopatki.

- Angelina! - pisnęła radośnie Store, wskazując z rozemocjonowaniem na nadchodzacą przyjaciółkę.

Chłopak jednak nadal wpatrywał się w dziewczynę jak zaklęty. Nie mógł oderwać oczu od tej śniadej cery, brzoskwiniowych ust i zaróżowionych policzków. To był jak najsilniejszy narkotyk.

- Czemu tak późno? - Głos Angeliny wdzierał się do jego umysłu i starał się zniszczyć jego kontemplację nad Maureen.

A było się na czym kontemplować. Może i Jordan wyglądał teraz na skończonego idiotę, który ślini się na widok ładnej laski, ale zaraz...!

Tą 'laską' była Maureen Black, która według niego nie mogła mieć sobie równych. Wpadł po uszy. Musiał to przyznać nawet przed sobą.

- Widzę, że dobrze się bawisz, przyjacielu? - Z burzliwych myśli wydobył go nieco zirytowany głos George'a, który rozchodził sie teraz boleśnie po kanale słuchowym czarnoskórego, mieszając z dudniącą muzyką klubu.

- Ja? - powtórzył zdezorientowany Lee, rozglądając się dookoła. Wokół okrągłego stolika były ustawione dwie kanapy i fotel, na którym to leżała kurtka jakiejś dziewczyny.

- Nie, Dumbledore! - fuknął George. - Własnie poszedł po szkocką. Zaraz wróci i wtedy będziesz mógł serio zasłużyć na jutrzejszego kaca. - powiedział ironicznie. -Chociaż... - przechylił krytycznie głowę. - On i tak cię nie ominie.

Lee westchnął, opierając głowę na dłoniach i biorąc głęboki wdech. Wplótł palce w czarne dredy, masując skórę głowy.

- Faktycznie przegiąłem - przyznał. - Zatrzymałem się myślami na tym, jak wszedłbym z Maureen dzisiaj do klubu. Szkoda że to tylko w mojej wyobraźni.

- Zaliczyłeś ją chociaż w tej swojej fantazji? - Fred przysiadł się do stolika z trzema butelkami whiskey.

- Nie! - warknął Jordan podirytowany. - Trzymałem ją za rękę. - Poprawił po chwili, wyraźnie odzyskując zmącony humor.

- Czyli niczego nie straciłeś, stary - Pocieszył chłopak, a jego brat przewrócił oczami na jego słowa.

- Ech... mam czarną plamę. Coś mnie ominęło? - rzucił Lee, wyraźnie strapiony swoim obecnym stanem.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz