Za oknem mieniły się złotem i brązem lasy brzozowe, od których drobnych liści wyzwalał się cichy szept niesiony przez wiatr razem z śpiewem drozdów. Malowniczy krajobraz leśnej gęstwiny przerywany był czasem przez przekwitnięte łąki i mosty wzniesione nad rzekami. Tak niewinnie rozciągające się wzgórza nie były świadome tego, że w mrocznych zakątkach Wielkiej Brytanii rozgrywała się wojna.
Wzrok młodej dziewczyny przeniósł się z pociągowej szyby na kobietę siedzącą naprzeciw niej.
- Długo jeszcze będziemy tak jechać? - spytała, a w jej brązowych oczach zatańczyły zarazem iskry złości i niepokoju.
- Jesteśmy niedaleko Sheffield, do Leeds powinnyśmy dotrzeć za jakąś godzinę - odparła kobieta, podnosząc wzrok znad książki.
Książki, która w rzeczywistości była zakodowanymi papierami Zakonu i dotyczyła najbliższych tygodni ich życia. Na przedmieściach miasta, do którego jechały, mieściła się kamieniczka, w której kobiety zatrudniły się jako pomoce domowe. W sąsiedztwie ich tymczasowej pracy znajdował się rzekomo jeden z punktów zebrań Śmierciożerców, a Suzanne i pani Julia dostały polecenie, aby pod przykryciem to sprawdzić.
Lupin westchnęła, unikając wzroku kobiety, która tej nocy weszła do jej pokoju i bez słowa wyjaśnień kazała wziąć tylko różdżkę i wyjść.
Dopiero w momencie, gdy znalazły się w łazience na dworcu, dziewczyna dowiedziała się, że tak nagła pobudka ze słodkiego snu nie była tylko drobnym zadaniem Zakonnym, a kilkutygodniowym zleceniem Dumbledore'a dla nich. Przetransmutowując włosy w słomiany blond i przebierając się ze swoich codziennych ubrań w szare dresy i czarną koszulkę, Suzanne zrozumiała, że opuściła dom Blacków bez pożegnania kogokolwiek.
"Teraz nazywasz się Emma Puzzle, złotko" kotłowało się w głowie dziewczyny do tej pory i nie potrafiło w jej czeluściach zająć należytego miejsca. To wszystko działo się za szybko.
- Nie przejmuj się, skarbie - Usłyszała zatroskany głos kobiety, która nie przypominała samej siebie. Swoje rude pazie loczki zmieniła na krótkie siwe włosy, a eleganckie ubrania w zmechacony sweter i nie pasującą do niego spódnicę.
Cóż, Suzanne najwyraźniej musiała się przyzwyczaić. W końcu taki widok będzie miała teraz na codzień.
- Nie sądziłam, że to stanie się tak szybko - mruknęła, krzyżując lekko dłonie na piersi. - Sądziłam, że słowa Dumbledore'a dotyczące wysłania mnie w teren będą bardziej dalekosiężne. Nie myślałam, że... - Westchnęła ciężko. - Że to stanie się już następnej nocy.
- Nikt się tego nie spodziewał - przyznała kobieta, lustrując wzrokiem pusty przedział. - Ach, ta pierwsza klasa. Zawsze jest taka wyludniona.
- Bo bilety są droższe i istnieje opcja "darmowego" poczęstunku - rzuciła Suzanne, krzywiąc się nieznacznie.
- Przynajmniej mamy szansę porozmawiać - stwierdziła Julia, zerkając na serdeczny palec blondynki. - Masz różdżkę? - zapytała podchwytliwie.
Lupin uniosła lewą dłoń do góry i potarła kciukiem pierścionek.
- Przetransmutowana w obroczkę od mojego narzeczonego z Walii - wyrecytowała na pamięć Suzanne, nieudolnie maskując drwinę.
- Wiesz, że to nie był mój pomysł. Wszystko ustalał Dumbledore z Alastorem.
- Zrobili to, aby mi dopiec - mruknęła dziewczyna, lekko pogodniejąc. - Ale przynajmniej mamy okazję doświadczyć pięknych widoków Anglii... - Wyjrzała za okno pociągu. - Dopóki nie zostały przeżarte przez ogień wojny - dodała "optymistycznie", a na jej uwagę pani Julia parsknęła lekkim śmiechem.
CZYTASZ
Suzanne Rose Lupin
Fanfiction"- Prefekt, jesteś prefektem? - odparłam kpiąco - Nie wiedziałam, że za bycie Idiotą jest tak wysokie stanowisko!" - Od tych niepozornych słów w moim życiu rozpoczął się ten cały bajzel...