Rozdział 100

1.1K 75 10
                                    


...

Rozejrzałam się z niepokojem po korytarzu. Upewniwszy się, że był całkowicie pusty, pociągnęłam za sobą Angelinę i ruszyłam pędem wzdłuż chropowatej ściany.

- Spóźnić się na pierwsze spotkanie po świętach - prychnęłam, puszczając jej rękę.

- Może nas za to nie wyrzucą - mruknęła ironicznie. - Poza tym mamy wymówkę, przecież Potter poprosił cię o wyświadczenie mu przysługi. - Uśmiechnęła się drwiąco.

- Ta przysługa miała być na czas - wymamrotałam przez zęby.

Kiedyś nie wywoływało u mnie to takiej irytacji, ale dzisiaj spokojnie mogłam stwierdzić, że spóźnialstwo było najgorszą zakałą uczniów Hogwartu.

- Powiemy, że musiałaś ochłonąć. Jeszcze się nie pozbierałaś po rozstaniu z Alexem - podsunęła z entuzjazmem.

- Sukinsyn!

- Z twoich opowieści wynika, że bardzo przystojny sukinsyn. - Zachichotała.

- Przestań! Nie chcę go już nigdy więcej widzieć.

- To nie będzie trudne, zważając na fakt, że Kanada jest odrobinę oddalona od Szkocji. - Ponownie parsknęła śmiechem.

- Okropnie się cieszysz na to moje zerwanie - zauważyłam. - Jesteś pewna, że oni zdołają nam uwierzyć?

- Jasne. - Zatrzymałyśmy się przed ścianą, w której zaczęły pojawiać się wysokie wrota. - Wystarczy tylko taki drobny szczegół... - Urwała, wykonując szybko ruch ręką. Po chwili poczułam, że łzy zbierają mi się do oczu. - Jesteś gotowa.

- Zaklęcie na pocenie się oczu? - syknęłam w momencie, w którym podwoje otworzyły się, a część uczniów zwróciła na nas chwilowo uwagę.

Przełknęłam ślinę, przepuszczając Angelinę w drzwiach. Z czystej złośliwości, aby wymierzyć sprawiedliwość, rzuciłam w jej włosy nieodczuwalny promień. Po chwili na jej fryzurze zadomowiły się wyjątkowo ciche jaskółki.

- Harry - wyjąkałam, czując na sobie uważny wzrok Wybrańca i podeszłam bliżej niego.

- Suzanne. - Przywitał mnie zawiedzioną miną. - Miałaś załatwić dużo czekolady - przypomniał, jakbym sama nie pamiętała. - I co ci się stało? - mruknął, gdy po raz kolejny otarłam łzę z policzka.

- Według oficjalne wersji? - podrzuciłam. - Wolisz nie wiedzieć. - Machnęłam ręką, w końcu wyczarowując sobie chusteczkę. Przyłożyłam ją do oczu, tym samym ograniczając sobie pole widzenia do zera.

- Suzanne? - powtórzył Potter z dezorientacją.

- Nie przejmuj się, zaraz mi minie. - Machnęłam lekceważąco dłonią, a w tej samej chwili z moich ust wydobył się krótki szloch. - Nie zwracaj uwagi - poprosiłam. - I nadal mam pytanie, czy po prostu nie mogłeś sobie zapragnąć całej skrzyni czekolad? Przecież ten pokój spełnia wszystkie nasze zachcianki!

- Te twojego brata są najlepsze - pochwalił.

- Można je kupić w prawie każdym sklepie mugoli - mruknęłam, wyciągając z kieszeni różdżkę i trochę po omacku kierując ją w jakiś punkt przede mną. - Czysto? - spytałam, lecz zanim zdążyłam poznać odpowiedź, zamachnęłam się, materializując przed sobą trzy skrzynki czekoladowych łakoci. - Wyszło? - Zdjęłam z oczu chusteczkę, ponieważ łzawienie właśnie ustało.

- Dziękuję ci serdecznie. - Potter wyszczerzył się do mnie radośnie, a następnie skierował się na środek sali.

Tymczasem ja rozejrzałam się za przyjaciółmi, którzy, ku mojej radości, stali niedaleko mnie.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz