Rozdział 145

825 49 3
                                    


Walczyli ramię w ramię jak za dawnych czasów. Syriusz krył Remusa, otrzymując to samo w zamian. Zbliżali się w kierunku placu, na którym rozgrywała się rzeź. Bellatrix posyłała wszystkich swoich przeciwników na śmierć.
Black rzucił w jej stronę Cruciatusem. Zrobiła unik, śmiejąc się głośno.
- Kuzynie - mruknęła przymilnie, stając na przeciwko nich. - Myślisz, że tym razem dasz mi radę?
Syriusz zmrużył oczy. Przemienił się w swojego animaga i rzucił się w jej kierunku. Zaśmiała się przebiegle. Uderzała w niego lekkimi czarami, chcąc najpierw się rozgrzać. Psa chronił Remus. Odpierał wszystkie ataki Lestrange.
- Dwóch przeciwko jednej? Nie ma mowy. - Pstryknęła palcami, wyczarowując obok Remusa kamienny posąg. Lupin oberwał w pierś, upadając na ziemię. Zaczął się cofać, nie mogąc podnieść. Monstrum podążało za nim, usiłując go trafić.
- Demento! - warknął, celując w niego. Ani drgnął. Lupin skrył się za kolumną.
Syriusz wrócił do ludzkiej postaci, waląc w kuzynkę wszystkim, co tylko przyszło mu do głowy. Kobieta nie wyglądała jednak na zlęknioną. Śmiała się drwiąco, robiąc uniki.
- Dość tego - warknęła, uderzając w Blacka Cruciatusem. Chciała by cierpiał przed śmiercią. Napawała się jego jękami, w których wyczuwała słabość.
Kolumna nad Remusem zachwiała się i tylko centymetry uratowały go przed walącą się strukturą. Starał się rozwalić skałę przed sobą, ale potwór nie reagował na nic. Remus przyjrzał mu się uważnie. Musiał pozbyć się Bellatrix, aby pokonać przeciwnika. Korzystając z szansy, że kobieta torturowała Blacka, ruszył w jej kierunku, biegnąc co tchu. Był za stary na takie numery, ale jeśli miał zginąć wolał przynajmniej w takim stylu. Czuł kamienny oddech na swoich plecach. Bellatrix była tuż przed nim. Przestała właśnie torturować Blacka. Zamachnęła się, by go zabić, jednak w tej samej chwili potwór za Remusem zamachnął się na niego. Lupin ślizgiem minął Bellatrix, zderzając się z trupem jakiegoś śmierciożercy. Do jego uszy dotarł dźwięk bardzo silnego uderzenia, a następnie rozsypywanych kamieni. Odwrócił się niepewnie.
Zobaczył Blacka, podnoszącego się powoli z ziemi.
- Kurwa - mruknął czarnowłosy, napluwając na zmiażdżoną kuzynkę.
Mężczyźni przybili sobie piątki.
...
Suzanne przemykała korytarzami, nid mogąc pozbyć się z głowy twarzy wszystkich martwych ludzi. Poczynając od zamazanych wspomnień z rodzicami, panią Julię, Walerię i ludzi tu obecnych. Minęła kolejny róg, chcąc dotrzeć czym prędzej do bliźniaków, gdy zderzyła się ze śmierciożercą. Podniosła głowę, dostrzegając granatowe oczy Alexa Moody'ego.
- Kogo moje oczy widzą? - parsknął na jej widok.
- Nadal masz rzeżączkę na kutasie? - syknęła kpiąco, podnosząc się z ziemi i waląc blondyna z pięści w brzuch. Mężczyzna zachwiał się i upadł.
- Tak się bawimy? - Alex splunął. - Dobrze. Skoro nie chcesz czarów, dostaniesz fizyczny wpierdol na życzenie.
Nim się podniósł, Suzanne kopnęła go z półobrotu w twarz. Padł na ziemię, a wtedy zaczęła go kopać mocniej. Odwróciła jego twarz do siebie i zaczęła uderzać wręcz na oślep.
Jego skóra naszła krwią, a na policzkach pojawiły się otwarte rany.
- Dosyć - ryknął, zrzucając ją z siebie i przygniatając ją do ściany, ułożył dłoń w pięść i trafił w szczękę.
Splunęła krwią, starając się uciec.
- Nie tak szybko. - Uderzył ponownie. - Myślałaś, że dasz radę? We łbie ci się poprzewracało od trzymania w celi!
Mężczyzna miał uderzyć ją po raz kolejny, ale wtedy dziewczyna przyłożyła mu twarz do gardła.
- Ostatnie słowo? - syknęła, przez co się zaśmiał.
Wyczarowując nóż, przecięła mu tętnicę.
Oczy blondyna wypełnił strach. Krew zaczęła wypływać zarówno z szyi jak i z ust.
- Pozdrowienia os Moody'ego - dodała jeszcze Lupin, dobijając go Avadą.
Mieli walczyć tylko siłą. Ale trwała wojna. Tutaj nikt nie przestrzegał pierdolonej moralności.
Kilka pięter niżej George walczył przeciwko trzem młodym śmierciożercom. Mogli być zaledwie kilka lat starsi od niego. Unieszkodliwił jednego z nich. Utworzył ognisty łuk wzdłóż siebie. To na chwilę ostudziło ich zapędy.
- Avada! - warknął, powalając kolejnego z nich. Był zmęczony.
Kątem oka obserwował Freda i Ginny, zapędzonych w kozi róg przez kilku śmierciożerców.
- Sorory, sprawy rodzinne - rzucił do swojego przeciwnika i kiedy ten podszedł bliżej, George przelewitował go w ogień.
Popędził biegiem w stronę rodzeństwa.
Jednym ruchem różdżki zmył trzech z nich, uderzając nimi o ścianę. Teraz było ich parzyście. Przypadł mu czarnowłosy mężczyzna o lisim spojrzeniu.
- Kochasz rodzeństwo? - spytał z zaciętością śmierciożerca. George zbaraniał na tę uwagę. Spojrzał na Freda i siostrę nadal stojących pod ścianą.
Rockwood spowodował jej zawalenie i teleportował się z trzaskiem.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz