Rozdział 19

1.7K 113 21
                                    


Idea o powrocie do domu osładzała moje myśli, stłamszone w większości przez bolesne wspomnienie sprzed kilku godzin. Mój drugi rok zakończył się powodzeniem, uhonorowanym nie otrzymaniem Pucharu Domów oraz przegraniem rozgrywek w Quidditchu z Huffleputhem. Slytherin został po raz kolejny właścicielem upragnionej przez nas złotej nagrody oraz domem z największą liczbą punktów. Nie przeszkadzałoby mi to aż tak bardzo, gdyby nie fakt, że satysfakcja na twarzy Olivii, w czasie ogłaszania przez Dumbledore'a wyników, zdawała się nie mieć granic. Aż nabrałam ochoty na trafienie w nią kartoflem!

Charlie i pozostali uczniowie z ostatniego roku, na których balu absolwentów zrobiliśmy nie lada wyczyn, zachowywali kamienne twarze. Hogwart stawał się przez siedem ostatnich lat dla nich drugim domem. Nie można go było opuścić z uśmiechem.

Na ceremonii zakończenia roku szkolnego okazało się także, że profesor Cognet nie uchowa się na stanowisku nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, gdyż został kimś tam w jakiejś radzie od czegokolwiek, co niestety nie było dla mnie zbytnio istotne. Jednakże okazało się to ważne dla niektórych dziewcząt ze starszych klas, których pomruki rozchodziły się po całym pomieszczeniu i irytowały innych swoją obecnością. Tak, stracenie takiego profesora było z pewnością nieopisaną stratą dla części uczniów, gdyż nie posiadanie przystojnego profesora nie jest zbytnio kuszącą perspektywą. Chłopcy wydawali się być jednakże ucieszeni tym faktem, co nie zmieniało prawdy, że kolejny profesor OPCM popadł w niełaskę jakiegoś tajemniczego uroku, którego zadaniem było wykańczać wszystkich - jeden po drugim.

Egzaminy w tym roku także nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. Nie licząc nieszczęsnej astronomii, na której to moje oczy wyszły na wierzch i zmieniły orbity. Pomijając jednak ten cudowny przedmiot, wykładany przez Sinistrę, testy sprawdzające poszły mi dobrze. Mogłam bardziej postarać się z eliksirów, gdyż otrzymałam Zadawalający. Pocieszenie stanowiły dla mnie transmutacja i zaklęcia, które szły mi na dobrym poziomie. Miałam z nich Wybitne, co można było zinterpretować jako pewnego rodzaju sukces. Obrona i zielarstwo zdałam na Powyżej Oczekiwań, za co nie miałam żadnych pretensji.

Nagle poczułam jak pociąg zaczyna hamować.

- Suzanne, jesteś pewna, że nie odwiedzisz nas w te wakacje? - spytał po raz któryś George.

- Niestety. - odparłam, czując lekki smutek. - Te wakacje chcę spędzić z Remusem. Ale nie ma co się przejmować. Zobaczymy się już za dwa miesiące. Nawet się nie zorientujemy, jak będzie pierwszy września.

- Niby tak - Lee zgodził się ze mną, cały czas uważnie przypatrując się szybie.

Przez okno pociągu dawało się dostrzec mijane przez nas obiekty. Przejeżdżaliśmy właśnie przez gęsty las, którego zielona ściana rysowała się dosyć wyraźnie przed nami. Po za tym, znajdowaliśmy się już całkiem niedaleko dworca. Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę uśmiechniętą twarz brata.

...

- Widzisz go gdzieś? - rzuciła Angelina, a ja jedynie zaprzeczyłam głową.

Rozglądałam się ze zniecierpliwieniem po peronie, a przy okazji starałam się nie stracić równowagi przez przepychających się uczniów. Po chwili stwierdziłam, że rozsądniejszym było by, gdybym najpierw zajęła się walką o przetrwanie, a dopiero później poszukiwaniem brata.

W tym tłumie amoku stłumionych uczniów rozchodził się ogromny gwar. Każdy zapewne musiał jakoś zabawnie skomentować tę sytuację, używając nierzadko niecenzuralnych określeń.

- Ratujcie się! - Mamusiu! - Gdzie moja walizka!? - rozchodziło się echem po peronie.

Każdy walczył o to, by jak najszybciej wydostać się z tego tłumu.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz