Rozdział 40

1.4K 98 13
                                    


Złożyłam na policzku Remusa delikatny pocałunek i po ostatnich radach dotyczących szkoły, wsiadłam do pociągu w idealnym momencie, bo lokomotywa zaczynała powoli ruszać. Spojrzałam przez szybę na brata, który bacznie przyglądał się blaszanym wagonom. Nawet wtedy, gdy jego sylwetka stawała się coraz mniejsza i finalnie zniknęła zastąpiona przez przedmieścia Londynu, czułam jego wzrok na sobie.

Tak jakby podejrzewał. Jakby zdawał sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Jakby resztką sił powstrzymywał się od wygłoszenia mi reprymendy i potępienia mojego czynu.

Ale to były jedynie moje domysły. Chwyciłam za klatkę z Rufusem i skierowałam się wzdłuż korytarza pociągowego w poszukiwaniu przyjaciół. Zapewne zajmowali nasz stały wagon, gdzie pod jednym z foteli Jordan umieścił pomysłową skryjdę na cukierki: wykorzystał do tego lekko niedopracowane zaklęcie kameleona.

Gdy doszłam już do właściwego przedziału, spostrzegłam, że drzwi od niego zostały niedokładnie zamknięte, przez co idealnie widziałam, co odbywa się w środku. Znajdowali się tam rozemocjonowani bliźniacy oraz skonsternowana Angelina. Nie było z nimi Jordana - czyżby udał się na moje poszukiwania, aby Johnson stała się zazdrosna?

Już miałam wtargnąć do środka i wylewnie, jak zawsze, się z nimi przywitać, lecz wtedy usłyszałam swoje imię wydobywające się z ust jednego z rudzielców.

- Pamiętaj, że to co się odbywa tutaj jest ściśle tajne i jeżeli ośmielisz się to wypaplać Suzanne, to jesteś martwa! Rozumiesz? - stwierdził George w stronę dziewczyny, siląc się na agresywny ton. Dziewczyna jedynie złożyła usta w cienką linię, jakby się nad czymś zastanawiała.

- Zgoda - powiedziała po chwili, a na jej słowa bliźniacy wyciągnęli w jej stronę prawe dłonie. Ta po namyśle zdecydowała się je uścisnąć.

- Jeżeli powiesz chociażby słowo, to wiesz co cię czeka - George ostrzegł ją po raz drugi, czego już dziewczyna najwyraźniej przeboleć nie mogła.

- O co wam chodzi, do cholery? - wydała z siebie. - Od przeszło kwadransa siedzimy tutaj i bawimy się w jakieś chore podchody! Najpierw mówicie mi, że macie do mnie jakąś ważną sprawę, a później gdy decyduję się w to wejść, to wy prowadzicie mnie w każdą możliwą stronę, tylko nie w tą właściwą. Zaraz zacznę mieć wyrzuty sumienia, że spiskuję z waszą dwójką przeciwko przyjaciółce, a przypominam że ...nie przerywaj mi, Fred... siedzę tu z wami jeszcze tylko dlatego, bo to ponoć jej zagraża!

Moja dłoń mimowolnie sięgnęła po różdżkę do tylnej kieszeni spodni.

- Okey, ale to jest sprawa dość skomplikowana - uprzedził ją Fred. - A wszystko zaczęło się pewnego wrześniowego...

- Do rzeczy!

- Wszystko zaczęło się od tej kartki, którą Suzanne znalazła w bibliotece. Pamiętasz, wtedy przed treningiem?

- Macie na myśli ten artykuł o śmierci... rodziców Suzanne? Jeszcze nie daliście sobie z tym spokoju? - Wybałuszyła oczy, które do tej pory były lekko zmrużone.

- Nie daliśmy sobie z tym spokoju, bo to nie jest przypadek, jak sądzi Suzanne. - Fred zbliżył się niebezpiecznie do dziewczyny. - Takie artykuły nie pojawiają się od tak sobie na biurku osoby, która ma z nimi coś wspólnego.

- Chłopaki, ja nie jestem pewna czy... - Dziewczyna urwała na chwilę. - Suzanne wie, że wy nadal się tym zajmujecie?

- Wie - odparli momentalnie, ale pod wpływem silnego wzroku dziewczyny postanowili powiedzieć odrobinę więcej. - Nie wie na jaką skalę to robimy.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz