- Maureen, moim zdaniem nie powinnaś brać wróżbiarstwa - stwierdziłam po raz kolejny, idąc z dziewczyną w kierunku jadalni, gdzie za kilka minut miała rozpocząć się kolacja. - Wierz mi, że te zajęcia w niczym ci się nie przydadzą. Trelawney przepowie ci tylko przedwczesną śmierć.
- Ale to mi nie przeszkadza - odparła naiwnie, na co denerwująco przewróciłam oczami. - Chcę po prostu poznać przynajmniej podstawy wróżenia. Jeśli mi się nie spodoba, to zawsze mogę się przecież wypisać.
- Nie sądzę, aby Trelawney dobrowolnie odstąpiła od nękania twojej duszy. Będzie cię nawiedzać w snach albo nawet gorzej - wtrąciła Angelina, biorąc moją stronę.
- Poza tym, nie ma w tej szkole osoby, która by chociaż przepadała za profesorką, nie mówię już nawet o dużej sympatii. A to już świadczy o czymś. Będziesz miała tylko problemy z tą kobietą.
- A może wróżbiarstwo to tak naprawdę moja ukryta pasja, którą pragnę rozwijać na lekcjach z Trelawney? - zaproponowała Maureen.
- Umówmy się, Store, nie ma czegoś takiego, jak ukryta pasja do wróżenia z kubków, organów martwych ptaków, czy patrzenia w niebo. To po prostu niemożliwe.
- A jeśli powiem wam, że od jakiegoś już czasu wróżę sobie z fusów, to co byście powiedziały?
- Co w takim razie wywróżyłaś? - spytałam ironicznie.
- Że moja rodzina niedługo będzie przechodziła kryzys - odparła z dumną miną.
- A widzisz! Wróżbiarstwo przepowiada ci tragedie, które nie mają racji bytu. Nikt nie może mieć tyle pecha!
- Jeżeli tak na to patrzysz. Ale spójrz na to inaczej, wiedząc, że przydarzy ci się coś złego, pragniesz temu zapobiec - zaargumentowała.
- Czyli co masz zamiar zrobić z tym kryzysem w domu?
- Nie wiem, co to jest za kryzys, muszę najpierw wiedzieć z czym mam do czynienia.
Już miałam odpowiedzieć na to dziewczynie, ale w tej samej chwili poczułam, jak jakaś siła napiera na moje ramiona. Odwróciłam szybko głowę.
- Chodź, Lupin, szybko! - rozkazał George głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie widzisz, że jestem zajęta?
- To z pewnością może zaczekać - zbył mnie, posłał Angelinie znaczące spojrzenie i ciągnąc mnie za rękę, skierował się w stronę pierwszego piętra.
...
- O co wam znowu chodzi? - spytałam z goryczą, kiedy po raz kolejny znajdowałam się w bibliotece, a naprzeciwko mnie siedzieli bliźniacy otoczeni książkową fortyfikacją.
- Obiecuję ci, Suz, że to ostatni nasz wyskok, naprawdę - powiedział Fred spokojnym głosem i podniósł się z krzesła. - A zatem pozwól, że już zaczniemy.
- Ależ proszę - zadrwiłam.
- Dobra. - Także George podniósł się z krzesła, a w swojej dłoni trzymał jakiś obficie wypełniony zeszyt. Otworzył go na pustej stronie, narysował na niej kilka linii i spojrzał na mnie wzrokiem wypranym z emocji.
- Powiedz nam, kiedy dokładnie znalazłaś przed sobą rzeczony pergamin? - spytał Fred najbardziej poważnym tonem, na jaki tylko było go stać.
- Żartujesz? - rzuciłam. - Zdajesz sobie sprawę, że mamy koniec marca?! A ten wycinek znalazłam na początku września?
- Powtarzam pytanie, kiedy to było?
Chciałam jak najszybciej odejść od bliźniaków, więc współpraca z nimi wydała mi się najbardziej rozsądna.
CZYTASZ
Suzanne Rose Lupin
Fanfiction"- Prefekt, jesteś prefektem? - odparłam kpiąco - Nie wiedziałam, że za bycie Idiotą jest tak wysokie stanowisko!" - Od tych niepozornych słów w moim życiu rozpoczął się ten cały bajzel...