Rozdział 74

1.3K 82 22
                                    


W sobotni poranek Syriusz teleportował się do Wrzeszczącej Chaty. Rozejrzał się po opuszczonym budynku i z zadowoleniem przyznał, że nie zmieniło się wiele od czasu, gdy znajdował się w nim w ubiegłym roku szkolnym. Przemienił się w czarnego psa.

Spokojnym krokiem wyszedł na pobliską polanę i ruszył jedną z leśnych dróg, które prowadziły na drugi skraj lasu. Już po kilku minutach dotarł do celu. Przed nim rozciągały się zielone błonia, których zapach przywodził na myśl wspomnienia z czasów szkolnych. Wyszczerzył pysk z radości. Od jeziora bił przyjemny chłód, a z zamku dobiegały głosy uczniów. Wesołym krokiem potruchtał nad brzeg jeziora. Zamoczył język w zimnej wodzie, co przyniosło mu ukojenie. Podniósł głowę na nagły ruch za sobą. Z opóźnieniem spojrzał w tamtym kierunku.

Poczuł, jak jego ciało nagle przechodzi dreszcz niepokoju. Znajdowała się tuż przed nim czarnowłosa dziewczynka o stalowych oczach. Patrzyła na niego drwiąco, dyskretnie lustrując go wzrokiem. Odsunął się od niej, bojąc się, że dziewczynka przestraszy się go. Maureen jedynie uniosła z przekąsem brwi.

- Jestem aż tak straszna? - rzuciła melodyjnym głosem, siadając na pieńku ściętego drzewa. Tym samym, na którym kilka miesięcy temu siedziała Suzanne.

Czarnowłosa niespiesznie wyjęła z torby blok rysunkowy i ołówek, a następnie położyła kartki na kolanach. Ponownie spojrzała na czarnego psa. Zdawało jej się, że wygląda bardzo znajomo, jednak szybko odrzuciła tę myśl. Co znajomego mogła dojrzeć w jakimś kundelku?

- Pomóc ci w czymś? - spytała po chwili, na co pies odsunął się jeszcze na krok. - Czyli będziesz się tak na mnie patrzeć bez celu - dopowiedziała sobie i zabrała się za gryzmolenie czegoś na pergaminie.

W głowie Blacka zrodziła się chęć do zobaczenia tego, co jego córka właśnie robiła. Podszedł do niej niepewnie, chociaż w duchu cieszył się jak dziecko, ponieważ szczęście dopisało mu dzisiaj ponownie.

Spojrzał na białą kartkę, na której powolnie kształtował się jakiś obraz.

- Mógłbyś się nie ruszać? - poprosiła Maureen, patrząc na psa krytycznie. Black zmarszczył brwi. - Kiedy się wiercisz, nie mogę cię naszkicować! - stwierdziła.

Black usiadł pośpiesznie na trawie, a wtedy zaległa między nimi cisza przerywana od czasu do czasu głośniejszym oddechem Syriusza. Ołówek cały czas krążył po arkuszu, a jego linie coraz bardziej przypominały rysunek.

Maureen była podobna do matki. Gdyby nie czarne włosy i oczy, byłyby jak dwie krople wody. Dostrzegał w niej jednak swoją nutę. Miała w sobie jego zapalczywość i pewność siebie. Wszystko, co robiła, wykonywała z tak ogromną nonszalancją, jakby cały świat się dla niej nie liczył. Przeklęte brzemię rodu Black. Każdy z nich miał wysokie mniemanie o sobie i chociaż Syriusz starał się odrzucić rodzinny temperament, jak widać nie udało się mu to w pełni.

Przechylił z czułością łeb.

- Gotowe - stwierdziła dziewczynka, na co Black poczuł się uprawniony do podejścia do córki.

Pierwszy raz od trzynastu lat mógł stanąć obok niej. Nie mógł się powstrzymać przed oparciem się o jej rękę, przez co do jego nosa wpadła słodka miodowa nuta. Westchnął z ulgą - ostatni raz czuł ten zapach, kiedy był z Dorcas. Spojrzał na rysunek.

Przedstawiał jego! Jego, Syriusza Blacka w ciele psa! Wyglądał całkiem realistycznie.

Przeniósł zaskoczony wzrok na Maureen.

- Co sądzisz? - spytała z nadzieją. - Bo chyba skiepściłam światłocień. - Westchnęła ciężko.

Pokręcił dynamicznie głową i jęknął cicho.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz