Parę chwil temu wraz z bliźniakami teleportowałam się na Pokątną w celu pokazania Harry'emu, jak to powinno wyglądać. Na ulicy jak zawsze znajdowały się tłumy czarodziejów, robiących w dużej większości zakupy do szkoły. Wszędzie wokół panował harmider i ogromny rozgardiasz, gdyż każdy z odwiedzających wygłaszał głośno swoją rację na temat jakiegoś problemu.
W tym miejscu niemożliwym było, aby zawiesić oko na czymś konkretnym. Wzdłuż uliczki ciągnęły się dwa rzędy kamienic, których wygląd zadziwiłby nawet nie jednego czarodzieja. Na parterze tych domów w większości urządzono jakieś sklepy, przez co ich witryny przedstawiały sprzedawane tam produkty. Można tutaj było znaleźć absolutnie wszystko. Zaczynając od kupna pergaminu, a kończąc nawet na małej wielkości smoku.
Wtedy George wyrwał mnie z zamyślenia.
- Suzanne, chodź szybko, mama jest już w księgarni.
Ruszyłam więc za rudzielcami, minęłam próg dobrze znanej w Londynie magicznej księgarni Esy i Floresy, a wtedy dopiero ujrzałam prawdziwy tłum. Nie znalazł się on jednak tutaj bez powodu, gdyż dzisiejszego dnia na nasze nieszczęście miała miejsce premiera nowej książki Lockharta. Tego samego czarodzieja, którego dzieła musieliśmy nabyć w całym komplecie.
- O jejku! To naprawdę on! - zachwyciła się pani Molly, a cześć kobiet zebranych w pomieszczeniu westchnęło z rozmarzeniem. Wśród nich była także Hermiona.
Nie miałam zamiaru jednak zaprzątać sobie tym głowy. Wybrałam według listy wszystkie potrzebne książki tego Lockharta i szybko poszłam za nie zapłacić. Do kasy, o dziwo, nie było kolejki.
"No przecież" - pomyślałam. - "Wszyscy się teraz będą zachwycać tym człowiekiem"
Na tej eskapadzie straciłam 3 galeony. Z książkami w dłoniach rozglądnęłam się za Weasleyami i ruszyłam szybko w ich kierunku.
- Witam was wszystkich bardzo serdecznie - Ciepły głos rozniósł się po pomieszczeniu, gdy akurat znalazłam się przy bliźniakach. Należał do blondwłosego mężczyzny, średniego wzrostu i w wyszukanym stroju. Gilderoy Lockhart miał nawet ładny uśmiech, ale sztuczność, jaką się otaczał, i tak bardzo niezauważalna dla innych, mnie wręcz szczypała w oczy. Każdy jego gest zdawał się emanować tym, aby wkupić się w łaski czytelników. - Nazywam się Gilderoy Lockhart i zapraszam was wszystkich do kupna mojej ostatniej książki. Nawet nie macie pojęcia jak wielki wysiłek musiałem podjąć, by udało mi się napisać ją do końca. - Trzeba mu było przyznać, że gość miał gadane.
W tym momencie pani Molly trzepnęła mnie w ramię.
- Ustawię się teraz w kolejce po autograf do książki. Podaj mi swoje to też ci podpiszę - rzekła kobieta, bardzo podekscytowana samą myślą o spotkaniu Lockharta.
- Nie trzeba - powiedziałam z zaskoczeniem i wraz z bliźniakami udałam się w stronę wyjścia z księgarni. - Jedyne o czym marzę to pobazgrana okładka - prychnęłam jeszcze.
- Poczekamy na nich tutaj - stwierdził George, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz. - Jeżeli oddalimy się już teraz, to mama chyba dostanie zawału.
- O ile nie dostała go już na widok Lockharta - mruknął gorzko Fred.
- To przynajmniej nie stójmy tak bezczynnie - skarciłam, rozglądając się wkoło. - Naprzeciwko jest lodziarnia. Wejdźmy do niej na chwilę.
Jak postanowiliśmy, tak też zrobiliśmy i już chwilę później siedzieliśmy sobie przy stoliku w Lodziarni Floriana Fortescue. Podobno ten człowiek produkował lody także z fasolek wszystkich smaków, przez co miały naprawdę unikatowy smak.
CZYTASZ
Suzanne Rose Lupin
Fanfiction"- Prefekt, jesteś prefektem? - odparłam kpiąco - Nie wiedziałam, że za bycie Idiotą jest tak wysokie stanowisko!" - Od tych niepozornych słów w moim życiu rozpoczął się ten cały bajzel...