Rozdział 37

1.5K 94 19
                                    


Chociaż z pozoru wyglądałam na opanowaną, to w głowie toczyłam zawziętą batalię z sennością, która nijak nie chciała mnie opuścić od czasu śniadania. Ziewając po raz kolejny, modliłam się, by czas na lekcje nigdy nie nastąpił, a Jordan przestał się na mnie patrzeć, jak na ósmy cud świata.

Posłałam mu nienawistne spojrzenie.

- Zapamiętam to sobie, Lee! Kiedyś będziesz musiał wyświadczyć mi za to przysługę - mruknęłam półprzytomnie, ukradkiem wskazując na Angelinę, a chłopak zrobił minę, jakby się przed chwilą dowiedział o tym, że Anglii nie ma na mapie.

Prosiłam w duchu, żeby zaraz nie wysłał mi tego swojego "całuska przeproszenia", jak zgrabnie określił George jego wysyłanie pocałunków. Na razie się na to nie zapowiadało.

Westchnęłam głośno. Senność praktycznie opanowała mój umysł. Ziewnęłam, zasłaniając usta, a w tej samej chwili jakieś drzwi otworzyły się z hukiem.

- Witam, uczniowie! - Po klasie rozległ się nagle radosny głos, a na schodach prowadzących do pokoju nauczyciela OPCM pojawił się Lockhart.

Jeszcze nigdy nie byłam tak zła, widząc jego osobę - a widziałam go kiedyś podczas układania loków przed zajęciami.

- Dzisiaj przyjrzymy się bliżej - Mężczyzna po raz kolejny zabrał głos. - jednej z moich książek - Na każdej lekcji z tym człowiekiem omawialiśmy jedynie JEGO utwory. Funkcję podręcznika OPCM sprawowały powieści Lockharta. - Jest ona niezwykle ciekawa, posiada wiele zwrotów akcji, a nosi zgrabny tytuł: Wędrówki z wilkołakami.

- Zaczyna się - jęknęłam cicho, podnosząc się z ławki i prostując się na krześle. Angelina zachichotała cicho.

- Opowiada ona o niezwykle heroicznym czynie, który przedsięwziąłem, aby uratować wioskę bezbronnych mugoli zastraszaną przez dziką, krwiożerczą i potworną bestię... wilkołaka! - Część osób wzdrygnęłam się na tę nazwę. Bliźniacy przez kilka sekund wszczęli jakąś pantomimę i co i rusz któryś z nich trącał mnie i Angelinę w ramię. Przewróciłam oczami na ich zachowanie, ale w moim żołądku poczułam pewnego rodzaju niepokój. - Jednak do odpowiedniego opowiedzenia tej historii potrzebuję asystenta! - W momencie wypowiedzenia tych słów przez mężczyznę większość osób utkwiło wzrok w podłogę, mrucząc pod nosem: "proszę, tylko nie ja!" albo "daj mi spokój, człowieku!". - Widzę, że obleciała was trema, moi drodzy. Nic nie szkodzi, ponieważ zdaję sobie sprawę, że granie przy tak znamienitej osobistości, jaką ja jestem, pozbawia was odwagi, ale nie martwcie się. - Dał nam zaszczyt w postaci błysku ze swoich lśniących zębów. - Suzanne, zapraszam na środek.

Zaklęłam w duchu. Mozolnie podeszłam do "sceny" nauczyciela, mając nadzieję, że zaraz z opresji wybawi mnie dzwonek. Była to jednak złudna nadzieja, gdyż nasza lekcja trwała zaledwie kilka minut.

- Zarycz, Suz - rzucili w moją stronę bliźniacy, a ja zacisnęłam mocniej szczękę.

- Chłopcy, nie żartujcie proszę z koleżanki. Jest już wystarczająco stremowana - upomniał ich Lockhart i spojrzał na mnie z napuszeniem. - Suzanne, pozwolisz, że to ja zagram siebie. Mam w tym większą wprawę. Ty będziesz wilkołakiem, to też w miarę ważna postać - rozporządził.

Żałowałam, że nie będę mogła zagrać Gilderoya Lockharta, bo być może byłaby to najlepsza parodia stulecia. O ile sam Lockhart nie parodiował siebie po mistrzowsku.

- A czy mój wilkołak zażył wywar tojadowy przed pełnią? - rzuciłam z kpiną, a bliźniakom momentalnie spełzły uśmieszki z ust. Zapewne nigdy nie słyszeli o czymś podobnym. Z miny profesora niestety wyczytałam to samo. - Chciałabym lepiej wczuć się w postać. - Wzruszyłam ramionami.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz