Rozdział 146

1.1K 55 4
                                    


Zaciekłą walkę przerwały słowa tego zimnego głosu, którego brzmienie wywoływało na ciele gęsią skórkę.
- Jesteście zmęczeni, przerwijmy bitwę. Nie musicie dłużej walczyć. Nie musicie dłużej umierać. Patrzeć na piętrzące się trupy. Pochowajcie zmarłych, daję wam godzinę. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a to całe piekło się skończy. Niech Harry Potter przyjdzie do Zakazanego Lasu, a już nikt z was nie będzie musiał ginąć.
Suzanne westchnęła cicho, udając się pędem do Wielkiej Sali. Wbiegła do niej, czując ból w klatce piersiowej. Była zmęczona. Potrzebowała czasu na regenerację. Już miała upaść, gdy jej myśli zostały pobudzone przez widok rudej czupryny w drugiej części pomieszczenia. Nachylała się nad nią rodzina Weasley.
- Nie żyje - wyszeptała, mając łzy w oczach. Akurat George spojrzał w jej kierunku. Był cały zapłakany. Zagryzł drżącą wargę i rzucił się w jej kierunku. Wpadli na siebie pośrodku pomieszczenia, zamykając się w bezpiecznym uścisku.
- Tak mi przykro - wyjęczała, mocząc koszulkę rudzielca. Była cała we krwi. - Tak kurewsko mi przykro.
Chłopak powoli zaczął ją prowadzić do rodziny.
Przy ciele Ginny, klęczał Fred, trzymając jej lodowatą rękę.
- Siostrzyczko - szlochał, nie starając się powstrzymać łez.
Suzanne potarła oczy, rozglądając się po leżących osobach. Dostrzegła martwego Vincenta i Colina. Pociągnęła nosem, obserwując następne osoby.
W jej głowie pojawiła się straszna myśl. Co z Remusem, Dorą, Syriuszem i Maureen.
Widząc wchodzącą całą czwórkę do sali, poczuła niebywałe uczucie ulgi. Przynajmniej oni pozostawali bezpieczni. Wpadła na nich, przytulając każde z całej siły.
- Przynajmniej wy - szepnęła, ciesząc się z każdej kolejnej wspólnej chwili razem danej przez los.
- Harry poszedł - poinformowała smutno Maureen.
- Nie dało się nic innego zrobić? - Lupin popatrzyła na nich błagalnym wzrokiem.
- Ofiara Lily i Jamesa poszła na darmo - Remus spuścił głowę.
...
W chwili śmierci Harry'ego Pottera, Voldemort stał się bytem śmiertelnym. Ostatni horkruks został zmieciony z powierzchni ziemi i to przez jego właściciela. Kiedy rzucono ciało wybrańca na płytę placu, śmierciożercy wydali z siebie radosny skowyt, choć to Zakon był bliski zwycięstwa: nie chciał jednak wygrać w taki sposób.
- Ostatni raz składam propozycję - rzekł Voldemort. - Przyłączcie się do mnie. Tylko koło mojego boku nie czeka was śmierć.
Nevile Longbottom wystąpił dwa kroki do przodu.
- On! - zawołał Voldemort. - Liczyłem na kogoś lepszego, ale śmiało Longbottom. I dla takich jak ty znajdzie się miejsce.
- Nie. Chciałbym coś powiedzieć. - przerwał mu chłopak.
- Powiedzieć? Ależ śmiało. Cisza wszyscy, Longbottom przemawia!
Śmierciożercy ryknęli śmiechem.
- Nie ważne że Harry Potter nie żyje. Ludzie giną codziennie. Przyjaciele. Rodzina. Tak, straciliśmy Harry'ego. Ale on zginął, abyśmy my mogli żyć! I nie pod władzą takich jak on! - Wskazał palcem na Czarnego Pana. - Voldemort!
- Ktoś jeszcze chętny do przyłączenia się? - Przerwał mu czarnoksiężnik. - Może ty, Draco. Twoja rodzina czeka na ciebie... - Wskazał na jego rodziców.
Zabini złapał przyjaciela za bark.
- Blaise, pozwól mu dokonać wyboru - rozkazał Voldemort.
Suzanne stanęła przy Malfoyu, również chwytając go za ramię.
- Nie ty, Lupin! - warknął Lucjusz, występując na przód. - Nie ty. Nie mścij się na mnie za rodziców, zabijając mi syna!
- Jeśli w ogóle... to nie ja go zabiję. - Zaprzeczyła głową, zasłaniając Dracona swoim ciałem. - Zrobiłby to twój tak zwany Pan, Lucjuszu.
Wśród zebranych przeszedł szept niepokoju.
- Nikt chętny? - warknął niecierpliwie Voldemort. - Zatem dobrze. Wybiję was wszystkich co do jednego. A tobą Lupin, zajmę się pierwszą! - Rzucił w jej kierunku zielony promień. - Nim zdążyła jakkolwiek zareagować, Syriusz wyczarował przed nią tarczę, odbijając zaklęcie. Voldemort uskoczył.
- Atak! - wrzasnęła Hermiona, rozpoczynając natarcie.
Dwie zakrwawione grupy ludzi rzuciły się na siebie, zabijając wzajemnie.
- Zniszczyłeś mi życie, Voldemort - syknął Black, atakując go Cruciatusem.
W tej samej chwili zrobiła to samo Maureen od tyłu.
Fred i George zaczęli faszerować mężczyznę śmiercionośną klątwą.
- Avada Kedavra! - krzyknął Remus, również nacierając na Czarnego Pana.
I w tamtej chwili zdarzyło się coś niesamowitego. Śmierciożercy rozpoczęli odwrót i zaczęli uciekać. Voldemort został sam, atakowany ze wszystkich stron przez kolejne mordercze promienie. Jeszcze nigdy tak wiele zielonych zaklęć nie zebrało się w jednym miejscu.
- Żałuję, że nie będziesz mógł nam odpłacić za doznane krzywdy! - Suzanne zadała mu ostateczny cios.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz