Rozdział 15

2.4K 114 52
                                    



Motto pewnej książki, którą miałam kiedyś przyjemność przeczytać, brzmiało: "Jeśli czegoś bardzo chcesz, to wiedz, że kiedyś na pewno to osiągniesz". Po kilku lekcjach, jakich otrzymałam od życia aż w nadmiarze, mogłam stwierdzić, że jest zupełnie na odwrót.

Sytuacje, które przyprawiały mnie o zawał, odwiedzały mnie oraz moich przyjaciół bardzo często, a przez ich częste wizyty nie byłam w stanie ich opanować.

Tak było i tym razem. Złudnie prowadzeni żądzą zrobienia kolejnego żartu pierwszakom, wpadliśmy we własne sidła i nawet nie wiedząc kiedy, znaleźliśmy się na szlabanie u Filcha, który nie oszczędzał w nas żadnego mięśnia. Dlatego też po kilku godzinach ciężkiej pracy, gdy nasza kara dobiegła końca, szliśmy przez szkolne korytarze jak grupa inferiusów, które zapomniały już dawno straconego sensu życia.

- Gdyby nie ten Irytek. - mruknął cicho George i kopnął jakiś kamyk, który nie wiadomo skąd znalazł się przy jego bucie.

- Gdyby ktoś wziął Mapę. - odparłam, spoglądając na chłopaka z pretensją. - Miałeś wziąć dwie rzeczy. Głowę i Mapę, a finalnie... niczego wziąłeś.

- Tak? - zadrwił. - A kto mnie pospieszał? "George, szybciej... szybciej, szybciej". - parodiował mój głos.

- Gdybyś tyle nie gadał z pierwszoklasistkami, może bym cię nie musiała pospieszać. - powiedziałam rozeźlona.

- A gdybyś ty...

- Możecie się zamknąć. - przerwał Fred, wyraźnie zdenerwowany naszym zachowaniem. - Nie wiem jak wy, ale ja drugiego szlabanu już nie chcę oberwać.

- Zajrzyj na Mapę i sprawdź czy ktoś nie idzie. - zaśmiałam się. - A nie... przecież jej nie wzięliśmy. - Spojrzałam na Georga, z którego uszu buchała para. - Coś nie tak? - rzuciłam ironicznie.

- Byłoby lepiej gdybyś...

- Cisza! - wrzasnął Fred. - Jesteście gorsi niż stare małżeństwo! A i oni kłócą się mniej zażarcie.

- Jak byś miał setkę na karku, to też byś się kłócił niezażarcie. - odparł George, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem.

...

Nazajutrz nasze humory odzyskały dawny poziom, choć wciąż łypałam złowrogo na Georga. Było to jednak bardziej spowodowane niepisanym prawem niż czystą niechęcią do jego osoby.

- Co mamy pierwsze? - spytałam, kiedy jedynym dźwiękiem na śniadaniu było ciamkanie Jordana.

- Obrona Przed Czarną Magią. - odparła Angelina, wyraźnie rozpromieniona tym faktem.

- Cudownie, nigdy nie czułam się lepiej. - mruknęłam bez zainteresowania, na co dziewczyna wytrzeszczyła oczy.

- Nie cieszysz się? - wydała z siebie z oburzeniem. - Może lekcje z Montgomery były lepsze?

- Z pewnością nic ich nie pobije. - przytaknął George.

- Ach, przestań. - Machnęła ręką. - Suz, pewnie cieszysz się jak dziecko?

- Ale ukrywasz to bardzo głęboko. - Chłopak zaśmiał się głośno, a ja przytaknęłam mu, wykrzywiając usta w ironiczny grymas, dotyczący spekulacji Angeliny. - Angelina, spójrz tylko na nią. - Wskazał na mnie łyżką. - Suzanne jest kwintesencją ludzkiej radości.

- A żebyś wiedział. Ta "interesująca lekcja" - Zrobiłam w powietrzu znak cudzysłowu. - sprawia, że moje życie wreszcie nabiera sensu. - Złożyłam dłoń w pięść i uniosłam ją ku górze, jakbym zaraz miała złożyć jakąś wieczystą przysięgę uśmiechania się na Obronie.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz