Rozdział 117 - II

709 53 2
                                    


Przedmieścia Leeds o północy były jednym z bardziej opuszczonych miejsc na świecie. Nawet Hogwart o tej porze zdawał się bardziej tętnić życiem. Tam przynajmniej pałętał się po korytarzach Filch wraz z Panią Norris. Trójka byłych gryfonów miała ochotę choć na chwilę cofnąć się do dawnych czasów szkolnych.

Ulica Greenvine, jak brzmiał napis na białym znaku, była oświetlana przez dwie latarnie. Jedna z nich stała przy kamienicy z numerem 1; druga natomiast oświetlała tę z 29. Ich obowiązek szedł im dosyć opornie. Żarówki były na tyle słabe, że przeganiały mrok tylko na kilka stóp od siebie, tak więc całą ulicę spowijał mrok.

- Upiorne miejsce - parsknął Jordan, wytężając starannie wzrok. Nie widział nic prócz drobnego punktu przed sobą: drugiej latarni.

- Nie musisz tego komentować - upomniała go idąca obok Angelina.

- Shhh - szepnął George, skręcając i kierując się w stronę budynku z numerem 19.

Jego przyjaciele posłusznie zamilki, nie odstępując rudzielca na krok.

Chłopak wszedł na ganek i zaglądając przez szybkę w wejściowych drzwiach, rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności.

Angelina i Lee uczynili to samo.

"Od teraz porozumiewamy się TYLKO w myślach" - usłyszeli w głowach ciemnoskórzy. Jordan instynktownie skinął głową. Wtedy Weasley otworzył drzwi zaklęciem, więc szybko wtargnęli do środka.

I momentalnie zostali przywitani ostrym zapachem rozkładającego się mięsa. George wyciągnął z kieszeni różdżkę i zakrywając usta dłonią, ruszył za silnym odorem dobiegającym z kuchni.

Usłyszał za sobą myśli Lee, że należy szybko się stąd ewakuować. Nie było takiej opcji.

Minął próg pomieszczenia, gdzie wszystko było otoczone ciemnością. To było nierozważne, ale zapalił światło swojej różdżki, która oświetliła część podłogi.

George poczuł jak treść żołądka zbliża się mu do gardła. Na kafelkach rozciągała się czerwona ciecz, która już dawno zastygła. Kilka kroków od najdalej wysuniętego strumienia krwi, znajdowało się ciało małego dziecka. Blondwłosy chłopiec leżał twarzą do ziemi, a jego kończyny zostały wykręcone w nienaturalny sposób. Z drobnych pleców wystawała rączka noża.

George zaklął w myślach, identyfikując dziecko jako Kaya Oxyga. Najmłodsze dziecko zamieszkującego ten dom małżeństwa.

Weasley wycofał się z kuchni, rzucając na cały dom barierę ochronną. Teraz nikt z zewnątrz nie mógł zobaczyć, co się dzieje w środku. Zapalił światło i dostrzegając schody na górę, wbiegł pospiesznie po nich, chcąc zlokalizować resztę ofiar.

"Znaleźliście kogoś?" - spytał, a wtedy Lee wychylił się z jednego z pomieszczeń.

"Tu są rodzice" - odparł, wykrzywiając usta w grymasie smutku.

"A reszta?" - George zaczął otwierać kolejne pokoje w poszukiwaniu innych ciał. Niczego nie zastał.

Po chwili Johnson dotarła do nich z dołu.

- Dom jest pusty - rzekła śmiertelnym tonem.

- A gdzie pozostałe dzieci? - spytał George, czując rosnącą złość. W zasadzie czego się spodziewał po tym, jak przeczytał akta. Oczywistym było, że ta sprawa była popaprana.

- Zapewne śmierciożercy ich zabrali. Dwaj szesnastoletni chłopcy i piętnastoletnia dziewczyna - mruknął Jordan.

- Nie ma szans, że uciekli? - spierał się George.

Suzanne Rose LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz