Pierwsze dwa miesiące szkoły minęły, niczym pstryknięcie palcem. Przez tak długi czas zdążyłam ponownie zaakceptować szkołę i wdrożyć się w rytm bezsensownych lekcji czy wygórowane ambicje nauczycieli.
Jak obiecałam pani Molly wraz z bliźniakami, miałam oko na Ginny, która jednak nie potrzebowała naszej uwagi. Sama świetnie sobie radziła i podczas trwania szkoły, zdążyła znaleźć sobie kilku przyjaciół. Wśród nich był między innymi Collin.
Drobny, jasnowłosy chłopak, którego energiczność wręcz sprawiała, że cały świat spowalniał. W jego oczach zawsze krążyła ciekawość i zachwycenie światem, w jakim się teraz znalazł. Jednak najbardziej chłopcu przypadła do gustu postać samego Pottera. Codziennie można było go przyuważyć, jak podąża za Wybrańcem i robi mu zdjęcia z ukrycia. Niestety Pottera bardzo denerwowało jego zachowanie, choć dla mnie wydawało się ono urocze.
Gdy któregoś dnia wracałam wraz z bliźniakami do Wieży Gryffindoru, Collin podbiegł do nas i krzycząc: "Jesteście szkolną legendą", zrobił nam zdjęcie, na którym wyszliśmy niezwykle komicznie, bo nasze twarze chyba nigdy nie zostały pokryte tak silnym odcieniem fioletu. Pamiętam, że George rozmnożył to zdjęcie, dzięki czemu każdy z naszej trójki otrzymał kopię tej fotografii. Swoją umieściłam w ramce, gdzie znajdowało się także zdjęcie moich rodziców. Najważniejsze dla mnie osoby znajdowały się w jednym miejscu.
- Suzanne, musimy pogadać! - Z zamyślenia nad książką o Odysie, którą czytałam od rozpoczęcia szkoły, wybudził mnie Jordan, którego dredy były tego dnia wyjątkowo zmierzwione.
- Masz minę, jakbyś widział samego Merlina. - zaśmiałam się dźwięcznie, a Lee zrobił urażoną minę.
- To dorównuje Merlinowi - stwierdził po chwili. - Musisz mi pomóc!
- Postaram się - zarzekłam.
- To dobrze, ponieważ... ale powiedz, że jesteś po mojej stronie?
- Nawet nie wiem, o co ci chodzi.
- O Angelinę! - szepnął, a jego głos zabrzmiał niezwykle dramatycznie.
- Wiesz, że jeżeli planujesz jakiś spisek przeciwko niej, to ona zabije nas oboje - zadrwiłam z zachowania chłopaka, ale on zdawał się tego nie słyszeć.
- Suzanne, proszę ciebie o pomoc, bo tylko ty jesteś w stanie to zrobić.
- To znaczy?
- Jesteś dziewczyną, prawda? - odparł pytaniem na moje pytanie.
- O ile się orientuję, to tak - powiedziałam, a moje oczy patrzyły z coraz większym dystansem na chłopaka.
- To dobrze - przytaknął i przez chwilę walczył z samym sobą, aby wreszcie to z siebie wydusić. - Bo wiesz, ja ostatnio czytałem taką książkę i ona miała taki wydźwięk psychologiczny i ten... Tam było napisane, że aby dotrzeć do jakiejś dziewczyny, to należy wywołać w niej zazdrość.
- Czyli ja ci jestem potrzebna do tego, by...
- By Angelina była o mnie zazdrosna - podchwycił, ciesząc się, że zrozumiałam tak szybko. - No, bo wiesz, gdy ona zobaczy, że interesuję się innymi dziewczynami, to ona odkryje, że jestem mniej dostępny i wtedy stanę się bardziej... atrakcyjny! - powiedział z dumą.
- Jordan, skąd ty wyciągnąłeś tę książkę? - spytałam, uważnie przyglądając się oczom chłopaka. Kryło się w nich szaleństwo.
- Od mamy - rzekł niespiesznie, a ja tym bardziej się zdziwiłam. - To co, mogę liczyć na twoją pomoc?
CZYTASZ
Suzanne Rose Lupin
Fanfiction"- Prefekt, jesteś prefektem? - odparłam kpiąco - Nie wiedziałam, że za bycie Idiotą jest tak wysokie stanowisko!" - Od tych niepozornych słów w moim życiu rozpoczął się ten cały bajzel...