Chapter 14

1.3K 113 30
                                    

*Leondre*

Aktualnie byłem już w busie, na moich uszach były zawieszone słuchawki z ustawioną głośnością na maksa. Niepewnie obserwowałem ścigające się krople deszczu uderzającego o szyby pojazdu. Moja wyobraźnia szalała, nie mogłem pogodzić się z wszystkim co się wydarzyło do tej pory. Potrafiłem się tylko zamartwiać jutrem, nie dostrzegając pozytywów które mnie non stop otaczały.

Wirowały we mnie dwa wahadła. Jedne wahadło wykonywało wszystko co najlepsze. Drugie zaś podpowiadało, że coś jest nie tak i wyciskało łzy. Często te drugie dawało o sobie znać. Na przykład teraz.

Nie zwracając uwagi na to, co się dzieje poza moją głową poczułem ciepłą dłoń na moim udzie. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Charliego. Zdjąłem słuchawki i niekontrolowanie się uśmiechnąłem. Na mój gest chłopak dotknął moje usta swoimi następnie splatając nasze dłonie.

- Nie płacz już, kochanie.- wytarł palcami spływające po moim policzku łzy.

Nawet nie zauważyłem, że płaczę.

- Wszystko będzie dobrze. Tylko w to wierz.

Zdruzgotany popatrzyłem w jego błękitne oczy i wtuliłem się w jego klatkę piersiową cicho szlochając.

- Jestem tu.- gładził moje włosy mocniej mnie tuląc.

~

- Jesteśmy wcześniej, co chcecie robić?- mruknął Colin kończąc parkować busa.

- Napiłbym się kawy, widzę z lewej Starbucksa.- powiedziałem ospały.

- No, w sumie ja też.- mruknął Colin.

- To idziemy.- odpinał pasy Lenehan.

Blondyn posłał uśmiech w moją stronę który odrazu odwzajemniłem i za rękę ruszyliśmy do kawiarnii.

- Trzy razy średnie cappuccino.- położył pieniądze na ladę nasz kierowca.

- Imiona?

- Charlie, Leondre i Colin.

- Będzie za kilka minut.- uśmiechnął się do niego sprzedawca.

Zajęliśmy stolik w kącie, wypiliśmy kawę i tak właściwie minął nam czas do występu.

~

Stylistki przygotowywały nas już ostatni raz przed wejściem, ciągle byłem zestresowany i ciekawski o co tym razem nas zapytają.

Za oknami studia stało kilkanaście bambinos głośno wiwatujących i przyglądających się naszym przygotowaniom. Fanki nie zwracały uwagę na nieustającą ulewę i za wszelką cenę trzymały w swoich dłoniach telefony i rożne fan arty. Znalazły się takie, które przytulały szybę.
Razem z Charliem posyłaliśmy im uśmiechy oraz całusy.
Dla takich chwil, mógłbym żyć wiecznie. Nie zapominając rownież o moim chłopaku. Te dwie sprawy dawało mi możliwość pokazania siebie. Wtedy czuję się potrzebny, kochany.

- Wchodzicie!- krzyknął jeden mężczyzna z organizacji.

Razem z przyjacielem zerwaliśmy się z krzeseł w ostatnim momencie poprawiając mikrofony zaczepione o ucho.

- A dziś swoją obecnością zaszczycą nas Bars and Melody!- krzyknęła prowadząca następnie nas witając uściskiem.

Zajęliśmy miejsce obok siebie na czerwonej sofie szeroko się uśmiechając i machając żywej publiczności która była zaproszona.

- Nie mogłam się doczekać wasze wizyty, z resztą widzowie i bambinos pewnie też.

- Tak, też jesteśmy bardzo podekscytowani wizytą.- powiedział stanowczo Charlie.

- Przejdźmy do pytań. Co was najbadziej ekscytuje w trasie koncertowej?

- Napewno wyjście na scenę. Nie da się tego opisać słowami. To magiczne, gdy tyle osób czeka tylko na ciebie i zna wszystkie twoje piosenki co do słowa.- uśmiechnąłem się na myśl o bambinos.

- Zgadzam się z Leo.- zaśmiał się rownież blondyn.

- Domyślam się, że to niesamowite uczucie. Teraz pytanie dość osobiste które krąży po większości czasopism, Twitterze oraz Facebooku. Czy jesteście parą?

Serce zaczęło mi szybciej pompować a oddech nieco przyspieszył. Zacząłem się pocić i bawić pierścionkami na dłoniach niepewnie spoglądając na Charlesa.

- N-n-nie.- mruknąłem.

- Skąd ten pomysł? Przyjaźnimy się, dlatego to tak wygląda.- wyznał za mnie.

Nagle telefon w kieszeni mi zawibrował. Ustawiłem sobie przypomnienie o wizycie u mamy. No tak...
Nie zważając na publiczność i cały nagrywamy program grzecznie powiedziałem:

- A teraz czas na przerwę!- machnąłem ręką i sztucznie się uśmiechnąłem.

- Jeszcze nie pora!

- Właściwie to pora. Zapraszamy za kilka minut.- pomachał Lenehan i ciągnąc mnie za rękę wyszliśmy z sali.

Dłonie mi drżały i z trudem przyjmowałem kolejne dawki powietrza.

- Colin, wracamy natychmiast do Port Talbot.- syknął mój chłopak z przerażeniem w oczach.

- Słucham?

- Proszę. Pózniej wszystko ci wytłumaczę.-  dotknąłem jego ramienia powstrzymując łzy.

- Jeśli nie wrócimy po przerwie to...

- Muszę wrócić chociaż na chwile.

Chłopaki ruszyli razem ze mną do wyjścia szybko wsiadając w samochód. Można powiedzieć, że praca stylistek się zmarnowała, ponieważ ulewa nadal nie ustawała a nasze fryzury zamieniły się w pewnego rodzaju mopy.

Nawet nie wiadomo, czy będzie sens tu jeszcze dziś wracać.

Przyjaciel jechał bardzo szybko a ja coraz bardziej się denerwując spoglądałem na swojego chłopaka który próbował mnie uspokoić.
Jestem mu tak wdzięczny, że to cholerny poemat.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz