Chapter 38

628 63 15
                                    

*Leondre*

- W życiu nie damy rady tego zrobić. Poza tym, ten pomysł był głupszy niż myślałem.- mruknął Charlie wycierając pot z czoła.

Przejąłem łopatę i odkopywałem dalej. Mam dość tego, że każdy coś przed nami ukrywa. Pragnąłem chociaż raz dowiedzieć się na czym stoję. Dosłownie.

- Co w was wstąpiło!- krzyknęła Nicole przybiegając z przeciwnej strony.

Spojrzałem tylko na jej potargane, blond włosy i razem z Lenehanem ruszyliśmy pędem do dróżki z której przyszliśmy. Prowadziłem ale zupełnie nie wiedziałem gdzie biegłem. Ta ucieczka była cholernie nie dojrzała z naszej strony. Przedzierałem się przez jakieś chaszcze, drzewa i krzaki. Nie spotkałem ani jednej lampy ulicznej. Stwierdziłem, że Nicole nas napewno nie dogoni i mam czas na włączenie latarki w telefonie. Gwałtownie się zatrzymałem a na moje plecy wpadł Charles.

- Nie hamuj tak ostro.- zaśmiał się próbując odzyskać równowagę.

Gdy zapaliłem latarkę dopiero ujrzałem, że zgubiłem jednego buta.

- Elegancko.- pokazałem chłopakowi palcem na moją brudną skarpetkę bez buta.

- Kupisz sobie nowe.- poczochrał mnie po włosach.

Po krótkiej rozmowie postanowiliśmy iść przed siebie. Skręciliśmy w jakąś jezdnie i szliśmy do domu w stronę z której wybiegliśmy z parku. Droga się dłużyła, każdy z nas bez przerwy rozmyślał o tym kto mógł tam być.

- W sumie to już teraz pewnie wiedzą, że kłamałem.- odezwał się blondyn ściskając moją dłoń.

- No i co? Mają za swoje. Przecież to Daphne się wygadała z tego co opowiadałeś.

- Od kiedy zrobiłeś się taki waleczny, kochanie?- zapytał po czym przycisnął mnie do siebie i złożył pocałunek na wargach.

- Od wtedy, kiedy musiałem radzić sobie sam.- odwzajemniłem pocałunek.

~

Od rana błądzę po mieście w poszukiwaniu jakichś nowych, fajnych butów ale nic nie ma. Chyba zacznę rozważać pomysł, żeby poszukać tego co zgubiłem w lesie. Wracając, mama Charliego dziś właściwie dowiedziała się o jego orientacji. Wnioskuje to po liście od Jane. Strasznie się denerwuje, bo od wczoraj się do mnie nie odezwał.

Stwierdziłem, że to bez sensu. Zawróciłem się i usłyszałem jak ktoś woła moje imię.
Wyraźnie poznawałem jego głos. Męski, jednak uroczy głos. Odwracając się ujrzałem błysk w oku i ciemne włosy rozwiewające przez wiatr.

- Harry, dawno cię nie widziałem.- uśmiechnąłem się przytulając chłopaka.

- Dzwoniłem.- oderwał się nadal promieniejąc na mój widok.

- Nie mam powiadomień...

- Mniejsza z tym. Opowiadaj co u ciebie?- mruknął.

- Może najpierw gdzieś usiądźmy?

Brunet kiwnął głową i razem ruszyliśmy na murek, za którym zaraz była plaża. Na nim można było podziwiać morską panoramę i słuchać fal obijających się o brzeg. Pomimo tego, że było w miarę ciepło był zakaz kąpieli z powodu dużych fal. Dlatego nie było tu zbyt dużo ludzi.

- Wiesz... niby wszystko jakoś łączy się w całość ale za to dochodzi coś nowego, równie ciężkiego.- spojrzałem.

Chłopak przeniósł swoją dłoń na moją i spojrzał na mnie z iskierkami w oczach.

- Jestem w stanie pomóc jak tylko będę mógł.- powiedział, ze spokojem gładząc moją rękę.

- Może ja ci to wszystko napiszę, bo teraz niespecjalnie mam wenę. Co ty na to?

- Skoro tak wolisz, to się dostosuje.- wyznał i lekko pocałował mój policzek.

Byłem cały zesztywniały, w rękach poczułem dziwne mrowienie a wiatr wydawał się być silniejszy. Gdy odwróciłem wzrok w jego stronę, był ubrany w dziecięcy uśmiech i rumiane policzki. Był piękny... jest piękny...ale o czym ja myślę? Leondre debilu.

- Na mnie czas. Napiszę wieczorem. Do zobaczenia, Harry.- posłałem mu uśmiech i powoli oddalałem się od murku.

~

- Tilly, co ty wyprawiasz!- ryknąłem zauważając brunetkę z przyłożonym nożem do nadgarstka.

- Nic.- odpowiedziała z prędkością odkładając nóż na miejsce.

- Co z tobą, księżniczko?- podszedłem odsłaniając jej włosy z oczu.

Spojrzała na mnie, jakby zastanawiała się, czy warto. Zmarszczyłem czoło i nasłuchiwałem tykania zegarka w tle przy tym zastanawiając się nad sytuacją.

- Nicole powiedziała mi, że mama nie żyje. A przed chwilą wróciła do domu, cała i zdrowa.

- To chyba dobrze?

- Tyle dni przepłakałam, bo jej uwierzyłam. Chciałam zrobić sobie krzywdę, no bo jak byśmy sobie bez niej poradzili? Leo, to dla mnie za dużo.- wbiła się w moje ramiona.

- Powiem Daphne, żeby ją zwolniła. Więcej nikt ci nie wciśnie tak okropnych kłamstw. Mama jest bardziej odpowiedzialna po tamtym wypadku i nie zrobiłaby nic głupiego.

- Już wiem, jest lepiej. Taki brat jak Ty to największy skarb na świecie.- uśmiechnęła się.

- Nie przesadzaj, mała.

- Sam jesteś mały.- szturchnęła mnie lekko w ramię i ruszyła w stronę kanapy pokazując nowo zakupiony film.

Usiadłem obok i wziąłem się za pisanie do Harrego.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz