•2• Chapter 11

502 57 39
                                    

*Charlie*

Byłem pewien, że to odpowiedni moment i najlepsze rozwiązanie. Chwile spędzone w taksówce wydawały się dłużyć, a stres coraz bardziej paraliżować. Lewą ręką ścisnąłem małe pudełeczko w kieszeni bluzy i drżąc wypuściłem powietrze z ust. Być może on faktycznie nie chce już ze mną żyć i stanie się najgorsza rzecz w moim życiu. Jest też opcja, że podziela moje uczucia i już nigdy nie będę tego żałował.

Zapłaciłem taksówkarzowi i oboje wysiedliśmy. Ponownie złapałem bruneta za dłoń i ciągnąłem przed siebie. Nie próbował nawet protestować. W oddali był widoczny duży most, zaraz nad zamarzniętym jeziorem. Cała panorama wydawała się być niemożliwa, ale jednak. Kiedyś już tu byłem, lecz nie z właściwą osobą.
Leondre nic nie mówił, tylko drżał z zimna razem ze mną wchodząc kolejno na wyższe schody przy tym próbując nie upaść. Trzymałem mocno jego dłoń, przez co mogłem wyczuć jego przyspieszony puls. Gdy już dotarliśmy na szczyt mostu, spojrzeliśmy na piękną panoramę zaśnieżonego miasta, a następnie na siebie nawzajem. Na dworze powoli się ściemniało, przez co niektóre latarnie zaczęły dawać lekko przygaszone światło. Nie liczyło się nic innego poza nim. Dłonie zaczęły mi się pocić, ale w końcu klęknąłem na jedno kolano i zdjąłem z głowy czarną czapkę lekko przeczesując blond włosy. Wszystko działo się tak szybko.

Leondre był zmieszany, a z jego miny nie można było nic wyczytać. Nie zwracał uwagi na mróz, czy sypiący śnieg prosto w jego oczy. Skupiał się na tym, co trzymam w dłoniach i dlaczego przed nim klęczę. Miałem dziwne wrażenie, że robię źle.

Lekko otworzyłem matowe, czerwone pudełeczko i donośnie zapytałem zachowując spokój:

- W-w-wyjdziesz za mnie?

Brunet zastygł w miejscu wciąż patrząc za mnie ze zdumieniem. Wyglądał jak manekin w sklepie, który ślepo wpatrywał się w klienta. Nie ukrywał swojego zdziwienia i próbował powiedzieć coś sensownego, jednak wyglądało to inaczej.

- Co?- sapnął zszokowany przyglądając się srebrnemu pierścionkowi pierwszej klasy.

- Zgadzasz się, czy nie?- rzekłem załamującym się głosem.

Bałem się tak, jak jeszcze nigdy. Była to zdecydowanie jedna z najbardziej stresujących chwil mojego życia. Czy jest coś cudowniejszego niż oświadczanie się najważniejszej osobie? Świadomość, a zarazem niepewność, czy na pewno się zgodzi być twoja. Czułem jak w kieszeni wibruje mi telefon, ale nie zwracałem na to większej uwagi. Prawdopodobnie była to Vivienne, która niczego nieświadoma czekała na wspólną wyprowadzkę. Ale nie tego pragnąłem i każdy o tym wiedział. Przypuszczam, że nawet ona sama, musiałem przekonywać ją ponad kilka godzin.

- Proszę, powiedz coś.- drgnąłem wciąż klęcząc z pierścionkiem w dłoniach, czując na nich dziwne mrowienie.

Chłopak posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, po czym odchylił lekko wargi. Całe jego ciało nagle przestało być sztywne, zupełnie jakby wybudził się z jakiegoś snu. Z każdą minutą miałem wrażenie, że za moment serce wyskoczy mi z piersi.

- T-t-tak. Wyjdę za ciebie, Charlie. O cholera.- odezwał się nieśmiale, a na jego twarzy zawidniał szeroki uśmiech.

Odetchnąłem z ulgą, ostrożnie nakładając gładki pierścionek na palec serdeczny chłopaka. Gdy tylko wstałem, błyskawicznie przyległ do moich ust, a następnie wtulił się jakby nie widział mnie co najmniej kilka lat.
Z czułością gładziłem bruneta po włosach niemal płacząc ze szczęścia i czując na sobie jego uśmiech przyciśnięty do mojego ciała również się uśmiechnąłem. Dostrzegłem, że nie mogłem pozwolić żeby to wszystko się zakończyło. Chciałem wyjechać od kogoś, kto podarował mi tak wiele. Sporo mi zajęło uświadomienie sobie, co tak na prawdę się dla mnie liczy.

- Oszaleliśmy.- wyznałem spijając pocałunki z jego zimnych warg.

- Zdecydowanie, ale to dobrze.-odpowiedział i ponownie zaczął przyglądać się moim załzawionym ze szczęścia oczom.- Żyjmy tak, jakby nie było jutra.

~

Płacąc za kolejną taksówkę, wróciliśmy do pustego domu. Wszyscy byli w domu Devries'ów, ale my mieliśmy ochotę cieszyć się sobą w samotności.

- Charlie? Dzwoniłam do ciebie milion razy. Jeśli za piętnaście minut nie będziemy na lotnisku to nic z tego nie wyjdzie!- panikowała Vivi, znosząc wszystkie swoje ostatnie torby na wąski korytarz.

- Wiesz... wszystko potoczyło się inaczej i jednak wolę zostać.- wytłumaczyłem siostrze wciąż drżąc z nadmiaru emocji.

- Od początku to wiedziałam, ale mogłeś powiedzieć wcześniej. Taki właśnie z ciebie brat. Do zobaczenia za rok. Przykro mi, ale nie mam czasu na pożegnania.- burknęła po czym szybko wyszła z domu zostawiając w korytarzu tylko moje walizki.

Leondre z poczuciem winy spoglądał na torby, a potem wszedł do mojego w połowie pustego pokoju.

- Nie mogę uwierzyć, że na prawdę chciałeś mnie zostawić. Idiota i to dosłowny.- wywrócił oczami i zakańczając swoją wypowiedź cmoknął mnie w policzek.- Mógłbym oddać wszystko, żebyś tylko wybaczył mi moje głupie fochy.

- Tak się składa, że to ja muszę cię przeprosić za wszystkie kłamstwa.- szepnąłem delikatnie dotykając pośladków bruneta, na co od razu pisnął.

- Dawno tego nie robiliśmy, Charlie. Boje się.- wyznał szybko się rumieniąc.

Wspominałem już, jak bardzo kochałem ten widok? Rumiane policzki, czekoladowe oczy i kasztanowe kosmyki włosów związane w małą kitkę z tyłu głowy. Obejmując tą uroczą istotę czułem niewyobrażalne uczucie szczęścia, ciepła i wielkiej miłości.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz