Chapter 50

574 62 5
                                    

*Leondre*

Ledwo otwierając oczy po wczorajszym, przy okazji nudnym maratonie filmowym wtuliłem się w Charliego z rozkoszą. Wpatrywałem się w zamknięte powieki, słuchałem oddechu i wyczuwałem bicie serca. Uwielbiałem słuchać jego serduszka. Czułem się w jakiś sposób bezpiecznie, ciepło i przyjemnie. Wiedziałem, że on jest tu dla mnie. Kocha mnie ponad wszystko, a ja kocham go. To chore, że niedługo będę budził się sam w zimnym, obcym łożku. Nie zjem na śniadanie swojskich naleśników, nie poczuje ust chłopaka na moim ciele, a co najgorsze, nie zaśpiewam na scenie przez ponad rok.

Niezdarnie zwlokłem się z łóżka ruszając do kuchni, gdzie siedziała matka wraz z Tilly.

- Masz rację, muszę wyjechać. Jak najszybciej, aby nadrobić zaległości.- wydukałem niepewnie.- Kariera poczeka.

- Jak to się stało, że zmądrzałeś przez noc?- zakpiła.

- A co z Charliem? Co z Daphne, Colinem, Bars and Melody?- dodała zmartwiona siostra.

- Przecież nie wyjeżdżam na zawsze. Przed wyjazdem nagramy kilka kawałków, coverów i jakoś to będzie. Będę się z każdym kontaktować, przyjeżdżać na weekendy.

Usiadłem przy barku i chwyciłem za szklankę z wodą. Wziąłem łyk i odrazu poczułem gorzki, nieprzyjemny smak.

- To była moja szklanka.- wyrwała mi ją Tills z przerażeniem w oczach.

- Co ty znowu ćpasz?

- Ja ćpam?

- Nie udawaj głupiej.- warknąłem.

- Ona ćpa?- podniosła się gwałtownie matka.

- Tak, ćpa.

- Przestań, Leo! Taki z ciebie właśnie dobry brat... Wciskać kłamstwa mamie, nie ładnie...- broniła się.

- Mam dość tego, że niszczysz siebie i swoje zdrowie!

Mama milczała i ze zdumioną miną obserwowała naszą ostrą wymianę zdań, co było błędem. Zdawałoby się, że ciśnienie podskoczyło a deszcz mocniej uderzał o szyby.

- To ty palisz fajki, masz chłopaka zamiast dziewczyny i ponad to oceniasz mnie.- wykrzyczała następnie łykając dziwną substancje.

Ałć.

- Cieszę się, że wyjeżdżam. Jeszcze wspomnisz moje słowa jak dalej będziesz się otaczać takim towarzystwem jak Chloe. Co do mojego związku... nie powinnaś o nim teraz rozmawiać!-wstałem z nadmiaru negatywnych emocji.

Krew pulsowała w moim ciele o wiele szybciej niż zazwyczaj. Nie powinienem się tyle denerwować, szczególnie w takich trudnych momentach.

- Nic nie rozumiesz!

- Rozumiem więcej niż ci się wydaje. Każdy plotkuje o naszym nazwisku, jesteśmy na tym osiedlu znani z najgorszych możliwych rzeczy, a co najlepsze, ani matka, ani ty tego nie widzicie. Przynajmniej w nowym mieście nikt nie będzie mnie oceniał jako tego złego.- zawróciłem do pokoju szybko dysząc.

Charlie widocznie obudził się od naszych krzyków, bo gdy wszedłem, siedział skulony z zimna i obserwował moją wyczerpaną minę. W oczach poczułem nadmiar łez, które znów ze mnie wypłynęły z prędkością światła.

- Zdecydowanie za dużo płaczesz, kochanie.- wstał czule mnie obejmując.

Lenehan zaprowadził mnie do łóżka widząc w jakim jestem stanie i usadowił mnie na swoich zimnych kolanach.
Położył dłonie na moich biodrach i ustami delikatnie zjeżdżał na szyję. Odrazu rozluźniłem się pod czułymi gestami. Wtopiłem prawą rękę w blond czuprynę Lenehana, a łzy ustały.
Charlie subtelnie przesuwał opuszkami palców po moich plecach i torsie, a ja cicho jęczałem z przyjemności. Nasze ciała do siebie przylegały, przez co zrobiło nam się o wiele cieplej. Tylko on umiał mnie tak szybko uspokoić, gdy to było konieczne.

- Jak ja sobie bez ciebie poradzę.- wychrypiałem spoglądając w błyszczące oczy chłopaka.

- Całe dwa dni w tygodniu będziemy mieli tylko dla siebie. Nie zapominaj o tym.

- A co jeśli nie będę mógł tak często przyjeżdżać?

- To ja będę przyjeżdżać do ciebie.- musnął moje wargi.- Teraz będzie tylko lepiej, obiecuje.

Chwile obserwowałem zachowanie Charliego, był zmartwiony. Wyczuwałem to, jak jego dłonie drżały na moim ciele a łzy ukrywały się w kącikach oczu.

- Chyba czas poprosić Colina o jutrzejszą podwózkę?- wydukałem.

- Najpierw się odprężysz. Spędzimy ten dzień najlepiej jak mógłbyś sobie wymarzyć.- uśmiechnął się pomimo spływających łez.- Wykorzystajmy moment, w którym możemy siebie mieć bez ograniczeń.

- Masz racje.

Energicznie wstaliśmy z łóżka, narzuciliśmy na siebie swoje ulubione ubrania i wyszliśmy z domu przy tym splatając dłonie. Teraz nie byliśmy przygnębieni, tylko przepełnieni radością. Ogarniało nas ciepłe uczucie, które gwarantowało miłość na dobre i na zle. Nie ważne co by było, kto by wyjechał dalej- zawsze znajdziemy dla siebie czas.

Pogoda nie była najlepsza, ale pomimo tego, każdy z nas umiał dostrzec jej piękno.

Wspólnie podziwialiśmy zachmurzone niebo pod przezroczystą parasolką, skradaliśmy sobie czułe pocałunki, smakowaliśmy różnych słodkości i co najważniejsze- cieszyliśmy się życiem.

Teraz będzie tylko lepiej.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz