Chapter 46

596 62 18
                                    

*Leondre*

Niechętnie oglądałem kropelki obijające się o szyby okien mojego domu. To było jedyne zajęcie które powstrzymywało mnie od płaczu. Trasa została przeniesiona do czasu znalezienia Charliego. Byłem tym straszliwie wstrząśnięty i wciąż jestem.

Opuszkami palców jeździłem po białym pluszaku na którym widniała tasiemka z dedykacją tylko dla mnie.
Zacisnąłem powieki z rozpaczy, następnie gwałtownie je otwierając i przenosząc wzrok na swoje marne odbicie w szkle. Wyglądam żałośnie.

- Leo, nic nie jadłeś od wczorajszego powrotu. Mama mówi, że...

- Nie chcę, mówiłem.- przerwałem siostrze dalszą część monologu.

Tilly westchnęła i usiadła na przeciwko mnie na parapecie.

- Oni go znajdą. Wiem to. Wróci, będziecie razem, tak jak zawsze. Bracie, wiem, że ta sytuacja nie jest do końca normalna ale musisz mieć nadzieję.

- Doceniam twoje starania, jednak... moment, co ty masz w kieszeni?- wskazałem palcem na otwór w bluzie.

Brunetka cicho pisnęła i schowała torebeczkę głębiej kieszeni.
Zmrużyłem oczy i zwinnym ruchem wyciągnąłem rzecz z jej odzieży.

- Kurwa, poważnie?- syknąłem uważnie ilustrując wzrokiem białe tabletki.

- To od lekarza, przeciwbólowe.

- Gdzieś to już słyszałem. Liczę na to, że nie masz tego syfu więcej?

- Nie. Obiecuję. Pójdę już... Nie denerwuj się na zapas, Leo. Wszystko jest okej.- wstała migiem opuszczając pokój.

Niespecjalnie jej wierze chociaż bym chciał.

~

Głośno zaszlochałem kiedy połknąłem się o niewidoczny wcześniej krawężnik. Niechlujnie podniosłem się z kałuży i narzuciłem kaptur brudnej już bluzy na rozczochrane włosy.

Przekroczyłem próg sklepu mijając kilkoro ludzi którzy przeszywali mnie lekceważącym wzrokiem i podszedłem do lady.

- Dwie paczki papierosów. Byle jakich.- mruknąłem do sprzedawczyni.

- Dowód poproszę.

- Zostawiłem, chyba nie każe mi pani wracać w tą ulewę?- podrapałem się po czole zagrywając wycieńczonego.

- Nie sprzedam ich panu jeśli nie otrzymam dowodu. Nie wygląda pan na pełnoletniego, to nie zgodne z prawem.

- W takim razie poproszę dwa banany i wodę.- wywróciłem oczami z rezygnacją.

Starsza kobieta odwróciła się powolnie pakując owoce do torebki foliowej a ja szybkim ruchem zwinąłem z półeczki paczkę nikotyny.

Położyłem pieniądze i biorąc banany z wodą wyszedłem ze sklepu.

- Banał.- prychnąłem odpalając w drodze do domu jednego z papierosów.

Głęboko oddychałem gdy poczułem drażniący składnik w moich płucach. Kaszlnąłem ale się nie poddawałem, toczyłem walkę ze złapaniem oddechu i przyjęcia większych porcji tej substancji.

- Ćpun.- usłyszałem damski głos za sobą.

- A ja Leondre.- uśmiechnąłem się pod nosem nie zwracając uwagi na obelgę.

- Jakbym nie wiedziała.- nieznajoma osoba dorównała mi kroku.

Głos brzmiał podejrzanie znajomo, aczkolwiek nie miałem zamiaru nawet spojrzeć by dowiedzieć się kto to, tylko przyśpieszałem kroku chlapiąc na prawo i lewo stąpając po kałużach.

- Wyglądasz przerażająco, nie sądziłabym, że ta rodzina się aż tak stoczy. Victoria tajemniczo znika, jej córka bierze narkotyki a syn jest gejem i do tego zażywa nikotynę?-dorównywała mi kroku.

- Zamknij się i będzie po kłopocie.- skręciłem, co nie poskutkowało aby się odczepiła.- Skąd wiesz kim jestem i co robi moja rodzina?!

- Masz dopiero szesnaście lat. Wyrażaj się. Spójrz na mnie to się dowiesz.-odpowiedziała prawie krzycząc przy ostatnim zdaniu.

Z opuszczoną głową odwróciłem się i z wielkim trudem podnosząc ją ujrzałem ochydną, zgarbioną postać ciotki Jane.

- Mogłem się spodziewać.

- To przez ciebie Charlie taki jest i pewnie ktoś dzięki tobie go porwał!

- Od kiedy pani się nim jeszcze interesuje?- warknąłem niekontrolowanie.

- Od wtedy kiedy go w to wszystko wciągnąłeś.- wykrzyczała odchodząc.

- Chyba się przesłyszałem. Pani zostawiła go po tym jak dowiedziała się kogo kocha i tak jakby się go "zrzekła", a po jego zaginieciu dopiero zatęskniła?

- Nie tak to wygląda. Jak ty śmiesz odzywać się w ten sposób do starszej osoby? Nie myliłam się co do was. Jeśli Charlie się znajdzie, nie zobaczysz go. Rozumiesz?- wrzeszczała.

Prychnąłem ponownie wywracając oczami i mocnym krokiem oblałem kobietę kałużą następnie szybko ruszając w stronę domu.

To nienormalne. Cały ja jestem nienormalny, ona ma racje. Nasza rodzina od jakiegoś czasu to jedno wielkie dno i nic nie mogę z tym zrobić.

Agresywnie trzasnąłem drzwiami od domu i to, co zobaczyłem w salonie cholernie mną wstrząsnęło. W moich przekrwionych oczach pojawiły się gorzkie łzy i odrazu wypływały jedna za drugą. Dłonie zacisnęły się w pięści a brzuch się spiął. Miałem wrażenie, że mam nogi z waty. Chciałem jak najszybciej tam podbiec i wypowiedzieć wszystko co mnie dręczy i pozbyć się resztek łez, a równocześnie wykrzyczeć wszystko co najgorsze.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz