Chapter 23

1K 87 19
                                    

*Charlie*

Po dosyć udanym koncercie byliśmy znów w hotelu.
Właśnie siedziałem na Twitterze i ogromnie się stresowałem jak zdobyć te głupie narkotyki dla Angeliny. Niby mógłbym ją olać, no ale kto by olał dilera który bez problemu mógłby go załatwić kiwnięciem palca?
Leondre był zdenerwowany przez cały koncert i taki już został. Może to przez hormony?
Szarpnął za klamkę od drzwi łazienki i opadł na łóżko w swojej uroczej piżamie lwa. Zawsze ją zabierał gdy podróżowaliśmy.

- Było wyrzucać te tabletki?- powiedział stanowczo zupełnie jakby czytał mi w myślach.

Przeczesałem ręką swoje włosy zdejmując czapkę i popatrzyłem na bruneta:

- Inaczej by mnie zamknęli w pudle.

- Teraz musimy tam wrócić i je pozbierać.

- Żartujesz? Jestem pewny, że ich już tam nie ma.- stęknąłem.

- Czemu zawsze podważasz moje zdanie, Charlie?- ryknął.

Zadrżałem i odrazu przeniosłem wzrok na jego zaszklone, czekoladowe tęczówki.

- Co ty pleciesz?

- Nie chcesz słuchać moich rad, nie interesuje cię to, że czuje ból tak samo jak ty i stresuje się twoimi sprawami mocniej niż ty sam.

Musiałem przez chwile przeanalizować jego słowa, byłem przerażony. Leo nigdy nie był przy mnie w takim stanie, przynajmniej nie przeciwko mnie. Nie wierze, nie chcę wierzyć, że temu jest winna tylko Angelina. Musiało zajść coś o czym nie mam kompletnie pojęcia.

- Dobrze wiesz, że chce dla ciebie jak najlepiej i próbuje do ciebie dotrzeć.- mruknąłem bawiąc się nitką od swojej koszulki.

- Możliwe, że tak robisz ale ja tego nie odczuwam. Nie wiem czy wiesz, ale jesteś jedynym człowiekiem a za razem powodem dla którego chcę dalej funkcjonować. Jest też opcja, że byłeś. A to co było jest przeszłością.

- Leondre czy ty właśnie ze mną kończysz?- poczułem mocne ukucie w sercu i momentalnie zerwałem się na nogi.

- Nie. Poprostu potrzebuję odpocząć, ochłonąć. Przepraszam.

Pokiwałem głową na znak, że rozumiem. Rzuciłem ostatni raz spojrzenie w stronę zdenerwowanego bruneta i dalej czując przejrzysty ból w klatce piersiowej powiedziałem załamując głos:

- Ochłoń, skoro potrzebujesz.

Spakowałem do małej torby potrzebne ubrania oraz inne rzeczy na kolejne dni do powrotu i wyszedłem z pokoju.

Wykupiłem w hotelu własny pokój i okryłem się w świeżej pościeli następnie uchylając okno na oścież.
Oparłem łokcie na parapet i spoglądałem niepewnie na polskie miasto widoczne z góry pokoju.

Kilkaset ludzi i sklepów oświetlanych niewielkimi latarniami a na niebie miliony gwiazd otaczających niepowtarzalny księżyc.

Jeszcze kilka dni temu to wydawało się łatwiejsze.
Brałem oddechy aby móc znów go dotknąć, przekazać mu mój szczery uśmiech.
Śpiewałem by uszczęśliwić bambinos a przede wszystkim siebie.
Beztrosko spoglądałem na niebo mrużąc oczy i uśmiechając się z myślą, co przyniesie jutro.
Pomrukiwałem do ulubionych piosenek mając w ramionach swój najcenniejszy skarb.

Skarbem był, jest i będzie Leondre.
Co by nie stanęło na przeszkodzie, jak bardzo by mnie nie zranił zawsze będę kiedy on wyciągnie dłoń z prośbą o pomoc.

Niech odpocznie, ja też tego potrzebuje.
Przecież nie byliśmy razem jak narazie.

~

Te miasto zostało odhaczone. Aktualnie pakujemy swoje szpargały z powrotem do busa aby przejechać na kolejny kraniec kraju do innego miasta. Gdy oddałem swoją walizkę wchodząc do busa usiadłem na kanapie obok Leo.
Brunet na mój uśmiech w jego stronę wstał i przeniósł się na kanapę obok. Moja mina była zakłopotana a w środku poczułem dziwne łaskotanie. Nie wiem nawet jak to ująć.
Podniosłem jedną brew i znów na niego spojrzałem, niestety chłopak zwinnie uniknął spojrzenia.

Wyszedł zamykając się w mini łazience. Autokar był na tyle mały, że było dokładnie wszystko słychać.

- Tilly? Jaki miał numer ten chłopak co chciał się ze mną umówić?- próbował szeptać.

Otworzyłem szerzej oczy i wstałem na równe nogi. Podszedłem bliżej drzwi aby móc podsłuchać co mówi mój skarb.

- Nie pytaj. Swoją drogą, dziękuje. Myślisz, że już śpi?- powiedział osowiały.

Leo zakończył rozmowę i odkręcał zamek gdy ja przerażony opadłem znów na kanapę.
Uśmiechnięta Daphne usiadła obok mnie i podała nam obu po puszce alkoholu. Bez jakiejkolwiek rozmowy i podziękowania otworzyłem piwo i się napiłem

- Tego potrzebowałem.- mruknąłem.- Masz więcej?

- Jasne, jeśli chcesz to w lodówce jest cała zgrzewka. Nie wypij za dużo, jutro czeka nas pracowity dzień a pojutrze powrót.

- Okej.- na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek.

Podczas gdy wszyscy szykowali się do snu, sięgałem po kolejne procenty. Puszka leciała za puszką, znajdowałem się na dworze opierając się plecami o bus.
Raz po raz zaczesywałem dłonią swoje włosy marząc aby jeszcze raz dotknąć swoimi ustami ust Leondre.
Pomimo, że na codzień dostawałem multum buziaków od niego, dziś nie mogłem dostać ani jednego.
Tak oto można stracić kogoś w kilka minut.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz