*Leondre*
- Tilly mówiła właśnie to samo.- zmarszczyłem brwi popijając kawę.- Jesteś pewna, że nie ma wolnych stolików w środku kawiarnii?- dodałem rozglądając się po ośnieżonym tarasie pełnego lokalu.
- Tak, przecież sprawdzałam i nie zmieniaj tematu. Nie dam ci spokoju, do czasu aż zrozumiesz, że nie możesz tak po prostu zakończyć tego wszystkiego.- odpowiedziała Daphne zupełnie pewna tego, co mówi.
- Ale co z tego, skoro nie chcę? Być może się pomyliłem co do niego przez te kilka lat i teraz zwyczajnie go nie potrzebuję.
- Gadasz głupoty Leondre. Chciałam ci przypomnieć, że jesteś obecnie zraniony i nie myślisz racjonalnie.
Naszą rozmowę przerwał nam nikt inny jak- Harry. Miał zmartwioną minę, która wyrażała więcej niż tysiąc słów. Oddychał szybko i nierównomiernie, co oznaczało, że przebiegł duży dystans. Byłem przekonany, że chodziło o Charliego.
- Co się dzieje?- zapytałem bez wahania.
Brunet wciąż sapał ze zmęczenia, pozwolił sobie usiąść na zimnym krześle obok mnie, a następnie splótł swoje palce. Zamknął powieki na dłuższą chwilę, po czym błyskawicznie je otworzył.
- Charlie stwierdził, że wyjedzie i właśnie się pakuje. Wraca z Vivienne do Francji na jakieś dwa lata. Obiecałem, że ci nie powiem, jednak nie mogę tego tak zostawić. Gdybym akurat nie przechodził obok jego domu to bym nie wiedział. Zamówili już nawet taksówkę na lotnisko...- wygłosił po czym przetarł dłońmi swoją rumianą twarz, strzepując z niej płatki śniegu.
Po zakończeniu monologu Harrego, moje serce dynamicznie zaczęło bić niezwykle mocno, a ja zerwałem się z krzesła niczym błyskawica. Daphne była przerażona, lecz nic nie powiedziała. Prawie wylała kawę na swoją kurtkę, ale mnie nie powstrzymywała. Moja mina była przekomiczna, ale pomimo tego, musiałem biec. Zerwałem się do wyścigu nie zważając na śliskie chodniki i biegłem ile sił w nogach do domu Charliego. Po drodze potrąciłem kilka osób, ale nie dawałem za wygraną. Z oddala przy domu blondyna zauważyłem czekającą taksówkę i niczym torpeda wparowałem do jego mieszkania. Na korytarzu stało sporo różnych kartonów, co wydawało się być jeszcze bardziej niemożliwe. Stanąłem na środku próbując przyswoić sobie tą informacje i uspokoić oddech.
Nacisnąłem klamkę od drzwi pokoju chłopaka i odrazu go tam zastałem. Spojrzał na mnie pełnym poczucia winy wzrokiem i opuścił na ziemie ręczniki, które sekundę temu miał ściśnięte w dłoniach.- To nie tak.- wycedził stojąc nieruchomo.
- Miałem racje. Ty faktycznie się mną bawiłeś, prawda? A teraz jak gdyby nigdy nic, chcesz o tym zapomnieć. Tak samo z naszym zespołem. Już rozumiem.
- Nie Leondre! To ty dawałeś mi widoczne znaki, żebym zniknął z twojego życia bo ty sam nie umiesz mnie odepchnąć całkowicie.- kontynuował nie odrywając ode mnie swoich błękitnych tęczówek.
Szybko wypuściłem z ust powietrze, a zaraz po tym znów. Mój oddech przyspieszał tak, jak nigdy wcześniej. Czułem mocny ucisk w klatce piersiowej, nie mogłem ponownie zaczerpnąć powietrza i opadłem bezsilnie na kolana. Obraz powoli mi się zamazywał, a ja próbowałem toczyć walkę o nabranie powietrza.
Lenehan wydał z siebie cichy jęk i wywracając się o walizkę podbiegł do mnie ujmując mnie w swoje ramiona. Przycisnął swoje dłonie do mojej klatki piersiowej, co nie poskutkowało. Dusiłem się mocniej i boleśniej. W końcu chłopak wykonał sztuczne oddychanie, po czym mogłem z powrotem przyjąć kolejne dawki tlenu. Przetarłem dłońmi oczy i zobaczyłem przyjaciela niebezpiecznie blisko. Z moich powiek wydostało się kilka pojedynczych łez, które natychmiast starł kciukami.
- Powinieneś iść do lekarza.- stwierdził nie puszczając mojego drobnego ciała.
Pragnąłem jego dotyku coraz bardziej, chciałem aby mnie całował tak jak nigdy wcześniej. Marzyłem aby czuć na sobie jego ciepłe dłonie i nie przejmować się niczym innym. Tylko... czy to nie było przeszłością?
- Sam nie pójdę. Nie wiem nawet jak bez ciebie będę w stanie funkcjonować.- sapnąłem spoglądając na blondyna z dołu.
Na jego usta wkradł się niemały uśmiech, a dłoń bezpiecznie ułożył na moim policzku, wciąż mokrym od łez. Płakałem bardziej. Bałem się, że zaraz stanie się to, czego nigdy bym nie chciał.
- Marzyłeś o tym, abym zniknął przez własne kłamstwo, a ja kocham spełniać twoje marzenia choćby miały mieć cenę mojego cierpienia.- szepnął powoli się odsuwając.
- Kłamałem. Jestem zraniony i nie myślę racjonalnie. Chyba... czas to najlepsze lekarstwo. Nie marzę o twoim cierpieniu, tylko o tym, żeby mieć cię na zawsze i sprawiać na twojej twarzy szczery uśmiech. Najgłupsze co możesz teraz zrobić, to właśnie mnie zostawić na pieprzone dwa lata w ogóle tego nie przemyślając.
- Nie myślałeś kiedyś, czego ja bym pragnął?- mruknął marszcząc brwi, a ja przeniosłem się do siedzącej pozycji sparaliżowany stresem.
- Cały czas o tym myślę.
Charlie wstał i złapał mnie za rękę. Wstałem za nim, a on delikatnie splótł nasze palce. Nie zważając na pogodę, wsiedliśmy bez kurtek do taksówki, a blondyn podał nieznany mi adres.
- Gdzie jedziemy?- zapytałem niepewnie ściskając jego ciepłą dłoń.
- Tam, gdzie spełnię swoje marzenie i myślę, że twoje też.- odpowiedział zachowując poważną postawę, przy czym budował napiętą atmosferę.- A jeśli źle wybrałem, to w najgorszym przypadku więcej się do mnie nie odezwiesz.
CZYTASZ
Notice it | Chardre ♡
FanfictionBars and melody wiodą spokojne życie jako sławny zespół. Oboje mają kochające rodziny i jeden z nich dziewczynę. Podczas trasy koncertowej promującej nową płytę Leondre uświadamia sobie, że między nim a Charliem istnieje coś więcej niż przyjaźń. Man...