•2• Epilog

593 52 10
                                    

*Leondre*

Zacisnąłem dłonie na ciepłym piasku i spojrzałem na Charliego, który popijał jakiegoś kolorowego drinka, przy tym nieświadomie się uśmiechając. Słońce z każdą kolejną chwilą coraz bardziej chowało się za chmury, a fale mocniej uderzały o brzeg. Zrywała się burza, ale pomimo tego wciąż przebywaliśmy na otwartej plaży.

- Gapisz się - mruknął blondyn, czując mój wzrok na sobie, a następnie odstawił swój napój na stolik przy leżaku, aby złożyć na moich ustach przelotny pocałunek, a zaraz po tym wstać.- Idziemy, trzeba odebrać Tills z imprezy, obiecałem jej, że dostanie szlaban za wczorajsze wygłupy.- dodał trochę rozbawiony, podając mi dłoń.

- Zachowujesz się jakbyś to ty był jej bratem - odpowiedziałem dość zabawnym tonem, podnosząc się z piasku.

- Przesadzasz. Pójdziemy potem na kolejkę górską tak jak kiedyś, co ty na to?- zaproponował, a ja rozejrzałem się po dużej okolicy Los Angeles, która była bardzo dobrze widoczna z tego punktu.

- Niech będzie, przekupiłeś mnie - kiwnąłem głową i narzuciłem na siebie koszulkę, następnie zwijając ręcznik do torby.

Leniwym krokiem ruszyliśmy do pobliskiego baru, gdzie mieliśmy zastać moją siostrę, ale po drodze niestety złapał nas deszcz. Zanim weszliśmy do lokalu, byliśmy przemoczeni, a to trochę dziwne, bo myśleliśmy, że w tym miejscu deszcz występuje trochę rzadziej. Wcisnąłem dłonie w równie mokre kieszenie i rozejrzałem się, niemalże odrazu zauważając Tilly. Jak zawsze Charlie mnie wyprzedził, a zanim zdążyłem do niej podejść, on przyszedł z nią do mnie. Posłałem jej krzywy uśmiech zauważając, że jest trochę podpita, a następnie we trójkę opuściliśmy te tłoczne miejsce. Wcale nie byłem na nią zły, przecież każdemu z nas należało się coś od życia po ostatnich sytuacjach, prawda? Wyjechaliśmy na dwa tygodnie do stanów w jakimś celu, a przede wszystkim po to, aby się odstresować i dać kilka koncertów, zapowiadających już kolejną płytę. Wszystko działo się w ekspresowym tempie tak jak zawsze, ale tym razem każdy żył w przekonaniu, że jest bezpieczny i to było najważniejszą wartością, która powinna nas nie opuszczać już nigdy więcej.
Lenehan złapał moją dłoń, uśmiechając się pod nosem, przy tym ciągnąc mnie do naszego hotelu, który był właściwie zaraz obok tej plaży. Deszcz padał coraz mocniej i gęściej, ale pomimo to chłopak pociągnął mnie dalej w stronę hotelowego basenu.

- Chyba zwariowałeś - burknąłem krzyżując ramiona na torsie, a ten wywrócił oczami, zdejmując z siebie koszulkę.

- Właściwie to razem zwariowaliśmy. Od kilku lat wariujemy - przyznał, pchając mnie do wody, a ja postanowiłem się sprzeciwiać.

- Czy ty chcesz się ze mną siłować?- zmarszczyłem brwi, owijając dłonie na jego biodrach, próbując podnieść głowę tak, aby deszcz mnie przypadkiem nie oślepił.

- Raczej świętować - burknął i przytulił mnie mocno tak, jak jeszcze nigdy. Był szczęśliwy, żywy.- Kto wymyślił zasadę, że nie można pływać w deszcz? To głupie, Leo.

- Świętować można na różne sposoby, kochanie.

- I tak jesteśmy już cali mokrzy - zachichotałem, błądząc dłonią po jego blond włosach, które opadały mu na czoło.- Ochrona wygoni nas szybciej niż myślisz!- dodałem, wskakując ostatecznie do basenu, a Tilly patrzyła się na nas krzywo, będąc w środku budynku.

- Hej, ja miałem być pierwszy!- odkrzyknął mi i wskoczył za mną do basenu, jednak szybko się speszył, gdy usiadłem na brzegu.- To tyle?- zapytał, podpływając pomiędzy moje nogi.

- Ile masz lat? Pięć, czy dwadzieścia?- zagryzłem wargę, ręką zasłaniając krople deszczu opadające na moją twarz, które powoli ustawały, a na niebie pojawiały się intensywne kolory tęczy.- Jestem głodny.

- Okay - wzruszył ramionami i wyszedł z wody, pomagając mi wstać, a następnie wróciliśmy do środka, mocząc praktycznie cały hol.

~

Lubiliśmy chodzić razem na plażę od zawsze, a szczególnie nocą. Obróciłem się do blondyna, który leniwie podążał za mną brzegiem oceanu, obserwując poniekąd błyszczące gwiazdy. Od zawsze wiedziałem, że jedna gwiazda zawsze świeci najmocniej, a to oznacza, że świeci tylko dla nas. Nikt inny nie był w stanie jej dostrzec, a my każdej nocy uśmiechaliśmy się do tej jedynej. Nie ważne gdzie byliśmy, czy razem, czy daleko od siebie, albo na dwóch różnych miejscach na świecie. Ona była. Tak jak Charlie był dla mnie w najważniejszych momentach mojego życia, poniekąd smutnych, ale w większości tych szczęśliwych.
I co mogę powiedzieć sobie samemu z przeszłości? To co było już nie wróci, ale problemy nigdy nie ucichną. Będą zawsze i najważniejszym elementem jest nauczyć się je rozwiązywać, a w dodatku żyć tak, aby sprawiać przyjemność sobie i osobom, którym się kocha. Nie zawsze odrazu się to udaje, dlatego trzeba uczyć się na własnych błędach i przecierać znajome ścieżki.
Jednakże morał z tego jest taki, że w życiu najważniejsza jest po prostu miłość, której nie kupisz, nie dostaniesz, ale za to przyjdzie sama wtedy, kiedy nie będziesz się jej spodziewał. Współczesny świat jest pełen agresji, a coraz więcej ludzi staje się egoistami, nie widzącymi żadnej wartości, a to najgorsze, co może spotkać każdego. Jednak człowiek jest stworzony do tego, aby kochać. Ale czy ktoś elegancko ubrany i przystojny, a w środku zarozumiały i bezlitosny jest zdolny do miłości? Odpowiedź zostawiam każdemu z was.

W jednym momencie odwróciłem się do Charliego, który rozkładał wcześniej zakupiony lampion, przykucając na piasku zaraz obok niego. Położyłem bezpiecznie głowę na jego ramieniu, podczas gdy podpalał malutką świeczkę, a gdy lampion zaczął powoli odlatywać, równocześnie z nim uniosłem go bardziej w górę. Jego oczy błyszczały jaśniej niż gwiazdy, a ich błękit był intensywniejszy niż ten oceanu. Uśmiechnąłem się szeroko, czując w oczach łzy, a światełko nadziei odleciało wraz z wiatrem tak, jak wszystko co złe.

„So don't look down, it's you and me"

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz