Chapter 55

551 61 1
                                    

*Charlie*

Po spędzeniu trochę czasu z Brooke byłem wyczerpany, jak to z małymi dziećmi. Czasami chciałbym być takim małym szkrabem który nie ma większych zmartwień i posiada bujną wyobraźnie.
Zatrzymując się przy szarym domu Devries'ów wszedłem bez pukania zastając w kuchni Harrego który namiętnie całował Chloe. Wisienka na torcie tego dnia.

- Pogrzało was do reszty?- zapytałem oszołomiony z obrzydzeniem omijając parę.

Bardziej by mnie to szokowało, gdyby nie to, że kiedyś już to ze sobą robili i my dobrze o tym wiedzieliśmy.
Żyłem w przekonaniu, że Hazz woli chłopców ale widocznie zmienił poglądy. Nalałem do szklanki wody, po czym chlusnąłem nią w twarze przyjaciół.

- Odbiło ci?- krzyknęła blondynka błyskawicznie poprawiając swój makijaż.- Ponad godzinę robiłam te oczy!

- To wy się ślinicie w domu Leondre i jeszcze pod jego nieobecność!

- Ja tylko czekałam na Tilly, a Harry tak po prostu zaczął mnie całować.- protestowała.

- Niby to ja zacząłem?!- krzyknął.

- Skończ tą szopkę, proszę. Myślałem, że się zmieniłaś, a teraz nagle wracasz do swojego znienawidzonego chłopaka który zrobił ci dziecko?- wydukałem prawie krzycząc przy tym dynamicznie gestykulując dłońmi.

Lindsay pociągnęła nosem, wysłała groźne spojrzenie brunetowi i mruknęła:

- Dobrze, nie zmieniłam się. Liczyłam na to, że przez nieobecność Leondre uda mi się do ciebie wrócić. Pomimo tego, że mam dziecko z Harrym nadal cię kocham. Zawsze marzyłam o idealnej rodzinie wraz z tobą, ale ty musiałeś wszystko zrujnować i zostać gejem.

Dopiero gdy słowa dziewczyny do mnie dotarły znów poczułem ból. Wszędzie rozprzestrzeniają się idealne pary którym każdy zazdrościł. Ja jestem inny i cały czas moi bliscy dają mi to do zrozumienia. Pragnę być szczęśliwy, kochać całym sobą i czerpać z życia wszystko co najpiękniejsze. Przyznaję, że nawet by to się udawało, gdybym podczas tego całego związku nie był sam. Właśnie objawia się u mnie egoizm, który ktoś niedawno mi wypominał. Z jednej strony, kocham Leo i nie chcę go ograniczać. Z drugiej, potrzebuje go mieć tylko dla siebie i widzieć go dzień po dniu aż do grobowej deski.

- Wyjdź, nie masz prawa więcej przekroczyć progu tego domu, ani mojego. Myślę, a raczej wiem, że Leondre też by tego chciał.- powiedziałem stanowczo gdy z moich powiek zaczęły wypływać pojedyncze łzy bezsilności.

Chloe stuknęła ramieniem wchodzącego przy okazji Devries'a mamrocząc coś pod nosem. Pomimo tego, że postąpiłem bardzo niekorzystnie to nie czułem się z tego powodu gorszy, a powinienem.

- Co ona ci znowu zrobiła?- prychnął pogrążony wbijając się w moje zlodowaciałe ramiona przy tym gładząc opiekuńczo plecy.

Wyczuwałem zapach papierosów i mięty, jego ciało było spięte i sztywne. Tak, jakby się czegoś obawiał. Nie do końca potrafiłem zrozumieć jego postawę, bo gdy zakończył uścisk nie potrafił spojrzeć mi w oczy, tak jak zawsze to robił.

- To, co zwykle.- odpowiedziałem uspokajając morze łez.- Hazz, moglibyśmy zostać sami?

Przyjaciel pokiwał głową i po chwili wpatrywania się w nas obu, zupełnie jak w dwie bezduszne szkarady- wyszedł.

- M-m-mam dwie sprawy.- wydukał zaciskając swoją widoczną gule w gardle.

Zadrżałem i splatając nasze dłonie ruszyliśmy w stronę pokoju Leondre. Usiedliśmy obok siebie na niepościelonym łóżku, a ja modliłem się aby ta błoga cisza między nami została przerwana jak najszybciej.

- Nie chcę wracać do Londynu, dlatego tam nie wrócę.- drgnął po wypowiedzianych słowach, aczkolwiek się nie rozluźnił.

Jedyne co mnie zastanawiało, to dlaczego nie chciał spojrzeć mi w oczy, a każda sekunda przyprawiała go o dreszcz.

- Kochanie, zostało ci tak niewiele do ukończenia szkoły. Musisz zacisnąć zęby i przeżyć ostatnie chwile w tamtym otoczeniu.

- Nie potrafię, nie znoszę tego, że jestem tam bez ciebie. Myśl, że siedzisz tu sam i prawdopodobnie wylewasz łzy mnie niszczy.

- To tylko tęsknota. Ona zawodzi.- spuściłem wzrok na pościel w gwiazdki uważnie obserwując wystające z niej pojedyncze nitki które mnie w tym momencie niesamowicie interesowały.

Znów nastała cisza, której oboje nie znosiliśmy. Brunet widocznie dał mi znać, że to co powiedziałem nie zgadzało się z jego spostrzeżeniami na temat naszej rozłąki.

- A druga sprawa?- przerwałem dźwięk stukających o szybę kropli deszczu.

- Nie ma drugiej sprawy.

- Mówiłeś, że masz dwie.

- Jednak jedną.- odchrząknął wymuszając głupi uśmieszek, co dało mi pewność, że kłamał.

- Nie mów, że chcesz ze mną zerwać.- wstałem poparzony.

- Mój Boże, oczywiście, że nie.- odpowiedział równie przerażony natychmiast sprowadzając mnie z powrotem na łóżko i siadając na moich kolanach okrakiem.

Pierwszy raz przy tej rozmowie spojrzał mi w oczy i gdy poczuł, że potrzebuje odsapnąć subtelnie skradł pocałunek na moich rozchylonych wargach.

- Przyjdzie czas, żebym ci to powiedział. Zaufaj mi. Dobrze?- szepnął zagryzając płatek mojego ucha.

On dobrze wiedział jak zagrać na moich uczuciach by pozwolić mu zaufać. Brunet cicho pomrukiwał z rozkoszy gdy przejąłem stery i muskałem wargami jego szyję. Oboje stwierdziliśmy, że dokończymy rozmowę później.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz