Chapter 27

845 84 22
                                    

*Charlie*

Ze snu wyrwał mnie dźwięk mojego dzwonka od telefonu. Spoglądając na ekran stwierdziłem, że nie mam ochoty rozmawiać z Leo. Pewnie chciał zapytać, jak się czuje lub czy wiem gdzie mógłby być Matt. Szczerze? Ten cały nasz manager zawsze coś ukrywał i to było do przewidzenia, że po stracie sponsora gdzieś wyparuje bo nie będzie miał dobrych zarobków.

Po wypiciu szklanki wody z cytryną moją głowę znów zawitały nie rozwiązane problemy. Z kim, do cholery Chloe jest w tej głupiej ciąży? Cofnąłem się znów do pokoju wystukując jej numer. Jakże mógłbym się spodziewać- poczta głosowa. Próba rozwiązania jednego problemu nie wypaliła. Brawo Charlie, przygłupie.
Ubrałem białą koszulkę, czarne spodnie z dziurami, białe nike dorzucając do tego bajerancki, złoty zegarek i okulary.

- Wychodzę!- krzyknąłem do mamy a ona tylko coś mruczała z niezadowolenia pod nosem.

Skierowałem się do klubu, który znajdował się w piwnicach centrum handlowego. Każdy bał się tam chodzić. Od czasu do czasu chodziły tam zdesperowane nastolatki szukające dobrego towaru czy dobrze płatnych interesów. Poza nimi, zawsze można było znaleść tam napakowanych dilerów, piękne kobiety- niestety lekkich obyczajów oraz doskonale nadzianych, starszych osób spożywających najdroższe alkohole. Nie szedłem tam dla zabawy, czy jakichś numerków. Postanowiłem wreszcie odważyć się oddać durne tabletki dla naszej kochanej Angeliny.

Pokazując dowód ochroniarzowi wpuścił mnie do środka następnie spluwając na chodnik. Do tej posiadłości schodziło się stromymi i obdrapanymi schodami, na ścianach widniały też nierówno poukładane, czerwone cegły. W środku śmierdziało piwem i papierosami. Na środku był wielki stół na których goście mogli tańczyć. Obecnie trwała przerwa, całe szczęście. To wszystko wyglądało jak w jakimś filmie. Ja w ogóle czuje się jakbym był przedstawiany w opowieści o nieszczęśliwym i pechowym człowieku.

Niepewnie rozejrzałem się po ciemnawej sali.

- Okrągłe, białe tabletki, wywołują halucynacje i utratę pamięci. Masz?- szepnąłem do napakowanego, łysego mężczyzny obok baru.

- Dwadzieścia tysięcy za torebeczkę tego gówna, szczeniaku.- pocierał dłonie spoglądając na mnie z góry.

- Numer konta i kasa jest twoja.

Łysol popatrzył się za mnie groźnie, napisał na pogniecionym kawałku kartki swoje konto na które miałem zrobić przelew.

- Najpierw towar.

- Najpierw hajs. Nie tak się bawimy.- ryknął.

Przełknąłem ślinę i kilkoma ruchami z telefonu przesłałem mu pieniądze.
Mina twardziela odrazu zmiękła, podarował mi małą torebeczkę trunków a ja odszedłem chowając to szybko do kieszeni.

Zanim zdążyłem wyjsć głośna, okropna muzyka podrażniła moje uszy.

- Hej... przystojniaku.- zaczepiła mnie na schodach niska brunetka o błękitnych oczach.

- Hej, spieszę się.- wyrwałem się z jej objęć a ta tupnęła niezadowolona nogą.

~

Angelina nie odbierała telefonu od dwóch godzin, wysłałem jej ponad sześć sms-ów. Miejmy nadzieję, że odpisze. Tym czasem w skrzynce miałem milion wiadomości od Leondre. Stęknąłem i przeczytałem dwie ostatnio wysłane:

Od: Leoś <3
Słuchaj ja nie mam pojęcia co z tobą ale właśnie próbuje uratować ci dupę.

Od: Leoś <3
Próbowałem od godziny, teraz nie ma mnie w domu. Zadzwoń po 7pm jeśli w ogóle cię to interesuje. Pa.

- Kurcze.- mruknąłem sam do siebie.

- Nie mów tak brzydko.- wlazła mi na kolana Brooke.

- Postaram się, co byś chciała porobić?

- Pobawmy się w samolot!- podniosła swoje rączki i zawiesiła je na mojej szyi.

Poczłapaliśmy do salonu gdzie siedziała mama, ponieważ tam było więcej miejsca.
Podniosłem blondynkę i wirowaliśmy w powietrzu głośno się śmiejąc. Podczas wygłupów z kieszeni wypadły mi tabletki.

- Synku, co to jest?- podniosła torebeczkę mama.

Sparaliżowany odłożyłem młodszą siostrę na fotel i zabrałem mamie z rąk białe tabletki.

- To przeciwbólowe.

- Czy ty ćpasz?- zaniepokoiła się.

- Co ci przyszło do głowy? Oczywiście, że nie.

- Lepiej się pilnuj, Charlie. Jasne?

Wywracając oczami wyszedłem z domu i nie zważając na konsekwencje trzasnąłem drzwiami. Postanowiłem tym razem wybrać się samotnie nad rzekę. Uwielbiałem tam przychodzić z Leondre, niestety dziś wypadło mi iść tam samotnie.

Z oddali słyszałem już rozmowy, moje omamy przerodziły je w śmiech Devriesa. Niestety, po dotarciu na górę zastałem właśnie jego. Skąd moje rozczarowanie, przecież tego pragnąłem. Prawda?
Pragnąłem aby być tam sam na sam z brunetem. On siedział z kimś innym, niż ze mną. Nie zdziwiłby mnie fakt, że w końcu znalazł przyjaciela gdyby nie to, że trzymał go za rękę tak jak mnie jeszcze jakiś czas temu.

Stanąłem za nimi na zielonej trawie, nieznajomy obok Leo odwrócił się i wyrwał swoją dłoń z jego. Ich twarze były zagubione i zdezorientowane. Nie dziwie się, moja nie wyglądała najlepiej.

- Co tu się odwala?- zapytałem jak narazie zachowując spokój.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz