Chapter 44

560 65 21
                                    

*Leondre*

Stałem na środku korytarzu pełny nadziei, że Charlie mi uwierzy. Nie musimy być razem. Nic nie musimy. Chcę tylko aby zrozumiał sytuację i mi najzwyczajniej w świecie uwierzył. Kocham go całym sobą, jeśli ma być szczęśliwy beze mnie, niech będzie. Pragnę patrzeć jak promienieje, tańczy, cieszy się. Do tej pory dawałem mu te wielkie szczęście i dopełniłałem każdy dzień, jednak nie dzisiejszy. Wrócimy inni, nie tacy sami.
Serce złamało mi się kilkukrotnie gdy znalazłem tego głupiego, dużo znaczącego misia. Był podpisany, dla mnie. Tylko dla mnie. Chciał sprawić mi przyjemność ale się nie doczekał.

-Mów.- odwrócił się zachowując odległość .- Ale nic nie obiecuje, bo to ciągnie się już za długo.

- Okropna sprawa, zaczęło się od...- chciałem wypowiedzieć mój przyszykowany przez noc monolog gdy ktoś mi przerwał.

- Radziłabym otrzeć łzy i biegnąć na śniadanie. Zaraz zamykają. Jak zjecie, wpadnijcie do mojego pokoju bo jak widzę, jesteście za mali na radzenie sobie z własnymi problemami.- uśmiechnęła się Daphne zachowując spokój.

Żeby ona tylko wiedziała co my już rozwiązaliśmy pod jej niewiedzą.

Lenehan spojrzał w moje oczy, czułem, że chciał mnie przytulić. Chciał wpaść w moje ramiona tak, jak robił to po długiej rozłące i cicho wyszeptać jak bardzo mnie kocha, ale się boi.
Po chwili ruszył w stronę restauracji a ja opuszczając głowę w dół ruszyłem za nim. Od wczoraj pod żadnym pozorem nie chodzimy obok siebie, nie wspominając o normalnej rozmowie. On musi mnie tak mocno kochać, że ta sprawa okazała się być zbyt ciężka. Zbyt ciężka rownież na to, żeby nie odbywać poważnej rozmowy. Ba, ona była niezbędna. Wyszło tak, że nie ma jak się do niej zabrać i to jest kluczem.

Blondyn zajął miejsce przy stoliku obok okna. Rzuciłem z pogardą na swój talerz rogalika z czekoladą i wziąłem szklankę soku pomarańczowego. Przysiadłem się do chłopaka przy którym siedział już Harry. Niechętnie na mnie spoglądał próbując zjeść swoją jajecznicę. Przy tym stole panowało złego rodzaju napięcie i przysięgam, chciałem jak najszybciej zjeść oraz wyjsć.

- Głupio wyszło. Nie taki efekt chciałem uzyskać. Przepraszam, już dziś wracam do Port Talbot. Nie chcę wyrabiać więcej szkód. Mam nadzieję, że Leo wszystko ci wytłumaczy.- pomrukiwał ciemnowłosy.

- Nie ma sprawy, Hazz.- odpowiedział Charlie.

- Podziwiam cię. Pomimo tego, co mówiłem i co sobie wyobrażałem ty nie masz mi tego za złe.

Wszystko dokładnie słuchałem i obserwowałem ich mowę ciała. Chyba będziemy musieli poruszyć nie tylko temat tego romantycznego wieczorku.

- Oczywiście, że mam. Tylko rzecz w tym, że nie mam siły robić tu ani nigdzie indziej scen. Nie chcę się mścić chociaż nie ukrywam, że powinienem.- przerwał pauzę Charles.

- W każdym razie widzimy się w rodzinnym mieście. Cześć.- zjadł ostatni kawałek rogalika i odszedł od stołu.

- Dlaczego każdy po jakiejś sprawie odrazu ucieka? Najlepsze, że to dzieje się zwykle podczas trasy.- wywróciłem oczami.- Byłoby ciekawiej, gdyby zostawali.

- Mam rozumieć, że chciałeś jeszcze więcej razy mnie zranić tylko w gorszy sposób?- podniósł wzrok chłopak.

- Skąd ten głupi pomysł? Od wczoraj wyciskam siódme poty żebyś w końcu mnie wysłuchał i racjonalnie postąpił.

- Aha, to ja postępuje nie racjonalnie? Leondre użyj mózgu zanim coś powiesz.

- Nie to chciałem przekazać...

- Daruj sobie.- wstał ze złością pozostawiając po sobie talerz i swój zapach.

Złapałem się za głowę i próbowałem uspokoić oddech który gwałtownie przyspieszył przy krótkiej kłótni.
Szybko dokończyłem swoją porcje i pobiegłem do pokoju w celu złapania Charliego.

Obok pokoju ujrzałem balkon, na którym był. Beztrosko spoglądał w dół, jego sylwetka wyglądała pięknie na panoramie Londynu z góry. Słońce dopiero zaczęło wychodzić zza chmur i pięknie go oświetlało.

Nieudolnie wszedłem na balkon potykając się o krzesło obok.

- Moja ciapa.- zaśmiał się spoglądając na moją porażkę.

Na te reakcje kamień spadł mi z serca i odrazu odetchnąłem. Co prawda panicznie bałem się tej rozmowy, jednak bardzo jej potrzebowałem.

Ze swojej dużej kieszeni w bluzie wyjąłem pluszaka którego Lenehan chciał mi podarować wczoraj i go przytuliłem.

- Ale z nas dzieciaki, wiesz?- powiedział przylegając do moich zimnych warg.

Czułem jego smak, dotyk. Jedną dłoń ułożył na moim rumianym policzku a drugą w pasie. Motylki w moim brzuchu automatycznie się ożywiły a serce biło w dziwnym tępie.

- Tak cholernie cię kocham. Jesteś moim wszystkim, całym światem. Nienawidzę się z tobą kłócić. Chce cię całować, przytulać, dotykać, pieprzyć kiedy chcę i po prostu kochać.- wycedziłem po krótkim pocałunku.

- To nie za dużo?

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz